Tego to już w ogóle nikt nie zrozumie. Spodnie, leginsy, miniówy czy inne frywolne części garderoby - to toporny temat dla zbuntowanych pokoleń, ale półnagość na plaży jest w ogóle nie do ruszenia. Tam jest strefa, którą każdy rzekomo "rozumie", tam umysły przestawiają się na tryb "piasku i wody", w którym gaśnie pożądliwość i nikt na nikogo nie patrzy w kontekście seksualnym. Jest to obszar neutralny i półgolasy mają do siebie szacunek w tych sprawach. Jak tylko taki plażowicz nie odziawszy się wyjdzie z tej strefy na deptak do straganiku z lodami to tak, przy przekroczeniu granicy plaża-chodnik, można się oburzać - bezwstydnik na ulicy, ale jak tylko wróci z powrotem na hałdy piasku, jest już najbardziej przyzwoitym jegomościem lub jaśniepanią.

Znam jedną panią, która niegdyś "brylowała" jako syrena morska wyrzucona na brzeg, ale od kiedy zaczęła zagłębiać się w wiarę (prawdziwie) katolicką, czytając po kolei wszystkie stare teksty, nigdy więcej już nie pojawia się, choćby i na plaży, rozchełstana... w ogóle to cały czas nosi się po kobiecemu.