V.R.S.
121.3K

Machanie wolnością czyli Polacy w służbie rewolucji światowej (2)

Po ogłoszeniu insurekcji na krakowskim rynku, w której, rzecz szczególna, nie wspomniano nawet o Konstytucji 3 Maja, przyszła pora na Warszawę. Spiskowcy zawiązani w maju 1793 roku, w związek rewolucyjny składali się z osób mających być przywódcami różnych środowisk – wojsko reprezentowali m.in. major Michał Chomętowski, były adiutant księcia Pepi, który po przystąpieniu Stanisława Augusta do konfederacji targowickiej złożył dymisję z wojska udał się do Paryża, major Wojciech Greffen, sztabskapitan Grzegorz Ropp czy kapitan Erazm Mycielski, sfery finansowe – mieszkający od roku 1780 w Warszawie cudzoziemiec Andrzej Kapostas, podczas Sejmu Czteroletniego pomysłodawca utworzenia częściowo prywatnego “banku narodowego”, Francuzów – Franciszek Eliasz d’Aloy, zaś tak zwany lud – radny Warszawy, szewc z profesji – Jan Kiliński. Pod koniec marca 1794 roku pojawiły się wieści że Igelstroem zamierza uwięzić Kapostasa, który jednak zbiegł, a także innych spiskowców. Na początku kwietnia zatrzymano usiłującego się przedostać do Galicji Działyńskiego.

Jak pisał adiutant Kościuszki, Julian Ursyn Niemcewicz w swoich pamiętnikach, “ułożono iż rewolucja siedemnastego kwietnia o północy zacząć się miała.” W dzień ten przypadał Wielki Czwartek owego roku. Rozpowszechniano pogłoski że oddziały moskiewskie przygotowywały atak na arsenał – według Niemcewicza – w samą Niedzielę Wielkanocną, podczas rezurekcji, według Kilińskiego – w Wielką Sobotę, według Wojdy podczas Mszy w Wielki Piątek – i zamierzały pod przebraniem polskich żołnierzy zaskoczyć i zamknąć ludzi w kościołach. Według Kilińskiego i spiskowców pomysł ten podał Igelstroemowi sam biskup Kossakowski. Igelstroem odpowiadał oskarżeniami o próbę “wszczęcia jakowej rewolucji na zasadach tej, która niszczy Francję, a u całej Europie jest w ohydzie.” Alarmowały też środowiska związane z królem Stanisławem Augustem, wskazując iż naród francuski “odważył się nawet powstać jawnie i zuchwale przeciw wierze chrześcijańskiej, na której obronę prawowierny nasz naród wszystko zawsze poświęcał. Już to zacni Obywatele nie tylko o Was samych, ale o wasze dzieci idzie: już to wszelkiemi siłami i sposobami powinniście niszczyć ten jad, który w postaci obłudnej i zwodniczej, dogadzając wyuzdanym chuciom i samym tylko namiętnościom człowieka, gdy zarazi potomstwo wasze – w ostatnią je przepaść pogrążyć może” oraz przestrzegając iż “Będziecie wzywani… do ulepszenia niby losu waszego i do odzyskania całości granic waszych… Francya, która ginie nierządem, stara się omamić nas, że powstaniemy z nierządu… Intryga obca” (Gazeta Krajowa, cyt. za W. Tokarz: Warszawa przed wybuchem powstania 17 kwietnia 1794 roku, Kraków 1911). Z drugiej strony, jak pisze W. Tokarz, odbiór społeczny wydarzeń we Francji okresu Wielkiego Terroru nie był specjalnie negatywny: “terror tłumaczono sobie dość łatwo porównaniem z stosunków polskich, podstawiono mianowicie zamiast wyrazów ‘rojaliści i moderaci’ wyraz ‘Targowiczanie’ i nie czyniono już z niego specjalnych zarzutów Francuzom.”

Walki z garnizonem Osipa Andriejewicza Igelstroema, które rozpoczęły się 17 kwietnia, trwały dwa dni. Postacią, która z nich trafiła do mitu narodowego jest głównie wspomniany już Kiliński, którego pamiętniki wypełnione są przechwałkami w stylu “więc ja ośmieliłem się i zaraz mówiłem do prezydenta i kolegów moich, abyśmy starali się obmyślić dla Kościuszki jakieśkolwiek posiłki, alić ja za to od prezydenta i swoich kolegów wielką odebrałem burę”, “przyszedł do mnie ksiądz Mejer, który mnie prosił, abym ja z nim poszedł między jego przyjaciół (…) zaraz mnie prosili, abym ja się przyłączył do ich zamysłów.” Tak opisuje on rozmowę u Igelstroema przed wybuchem insurekcji w Warszawie po spotkaniu z “przyjaciółmi księdza Mejera”:swoje miałem na myśli, że gdy mnie każde brać do aresztu, tak zaraz o nim wprzód, a potem o sobie rozmyślałem, albo też natychmiast rewolucyą zrobić, gdyby mi się tak było udało, abym się żywy od niego wymknął”. Przed oskarżeniem o bunt miał bronić się następująco: “dnia wczorajszego w wieczór poszedłem w to miejsce, gdzie się znajdowali tacy, którzy o buncie gadali i gdym ja do nich wszedł, to i mnie do niego namawiali, więc ja jakżem im miał odpowiedzieć, jak tylko udać przed niemi, że chcę z niemi do buntu należeć, bobym się od nich niczego nie dowiedział. Mówiłem więc do nich te słowa, któremi tu przed panem oskarżonym jestem (…), bo gdybym im odpowiedział, że ja nie chcę do nich wraz z niemi należeć, toby mnie byli zaraz od siebie wypchnęli, a możeby gdzie w kącie zabili (…) Wszystkie te słowa do nich mówiłem, chcąc od nich wyczerpać, co oni zamyślają. Więc gdyby ten szpieg o nich panu nie był doniósł, to ja już u siebie zacząłem ich pisać, aby potem prezydentowi ich imiona i przezwiska spisane podać, aby on ich panu podał do aresztowania, ale że tych oficerów wszystkich nie znałem, więc ich prosiłem do siebie, a potem byłbym posłał po miejską wartę i byłbym ich wszystkich na ratusz jako buntowników zapakował i zaraz prezydentowi o nich doniósł. (…) Gdy to usłyszał ode mnie (…) oświadczył mi, że przyjmuje moją exkuzę i zaraz mnie przepraszał za to, że mnie tak mocno zdyfamował, więc kazał przynieść likieru i traktował mnie za to i odtąd już nie burczał, ale już mi mówił: WPan (…) Powtórnie pytał mnie, abym mu powiedział, jak wiele narodu na moje żądanie może stanąć? ja jemu odpowiedziałem: że jeżeli mi pozwoli, to w jednej godzinie postawię 30.000 samych tylko rzemieślników tych, którzy mnie z pomiędzy siebie na radnego wybrali, więc temi słowami nie małom mu śmiechu oraz z bojaźnią narobił, bo mi czem prędzej kazał pójść do siebie (…) powiadam, żem tak mocno był kontent, jakbym się na świat narodził, żem się przecież tak jemu gładko wykręcił tą moją exkuzą (…) mnie Bóg na to jeszcze zostawił, abym jemu dał poznać moich przyjaciół, których chciał widzieć a przy tem abym mu się dał dobrze we znaki, aby pamiętał, co to jeden szewc polski może zrobić (…)” Następuje potem podobna w tonie relacja jak to on sam ocalił powstanie, gdyż od znajomego oficera moskiewskiego, znajomego od wódki, dowiedział się o zamiarach otoczenia kościołów podczas nabożeństwa wojskiem oraz armatami i przeprowadzenia przez Rosjan rzezi na ludności polskiej oraz że “ten sposób podał Igelstromowi biskup Kossakowski względem kościołów”. Dalej, z podobną “skromnością” opisuje Kiliński swą rolę w walkach: “tak tedy, ja biedny, nie miałem nikogo, coby stanął od pospólstwa na czele, więc przyszło mi do tego, że mnie oficerowie przymusili, żem się musiał rezolwować i być powodem całej rewolucyi.”

19 kwietnia, w Wielką Sobotę, władzę w Warszawie, w której nadal, na zamku przebywał król, objęła Rada Zastępcza Tymczasowa. W jej skład weszli m.in. Kiliński (jako radca w Wydziale Skarbowym), który, jak wskazywał K. Wojda w Pamiętnikach o rewolucji polskiej, “zaledwo czytać a jeszcze mniej pisać umiał” oraz uczestnicy Targowicy – brat generała Józefa Zajączka Ignacy, sekretarz Targowicy – Antoni Bazyli Dzieduszycki, członek sądu asesorskiego powołany przez konfederację targowicką – Piotr Potocki, osoba z tzw. listy Jakowa Bułhakowa i członek Targowicy – Szymon Kazimierz Szydłowski, szambelan Stanisława Augusta – generał Stanisław Mokronowski, który pozostał w służbie po przystąpieniu króla do Targowicy, francuski mason mieszkający w Polsce – Franciszek Eliasz d’Aloy, “francuski” łącznik, który od października 1792 do listopada 1793 roku przebywał w rewolucyjnym Paryżu – Tadeusz Mostowski, uczestnik saksońskich przygotowań do insurekcji, wspólnie z Ignacym Potockim, Hugonem Kołłątajem i Tadeuszem Kościuszką – Józef Wybicki. Przystąpiono do uwięzienia przeznaczonych do “odstrzału” targowiczan, którzy okryli się niesławą zwłaszcza podczas rozbiorowego sejmu grodzieńskiego 1793 – wśród nich biskupa inflanckiego Józefa Kossakowskiego, Józefa Ankwicza, Piotra Ożarowskiego i Józefa Zabiełłę.

Po wybuchu powstania, warszawski klub jakobinów, zwanych u nas “hugonistami” – od Kołłątaja ujawnił się pod szyldem inicjatywy “Obywatele Ofiarujący Pomoc i Posługę Magistraturom Narodowym w celu dobra Ojczyzny”. Jeszcze podczas demonstracji 21 kwietnia nie posiadali oni przewagi, gdyż z tego dnia pochodzą “projekta i prośby” mieszkańców Warszawy do Rady Zastępczej Tymczasowej m.in. o zarządzenie przez prymasa Poniatowskiego 40-godzinnego nabożeństwa dziękczynnego, co tenże na koniec kwietnia uczynił. Prymas Poniatowski i biskup chełmski Skarszewski wydali też listy pasterskie patriotyczne do swych diecezji. W patriotycznych zbiórkach wziął udział nawet biskup Massalski.

Tymczasem wpływy jakobińskie rosły, także za sprawą “księży patriotów”, “apostołów kołłątajowskiej Kuźnicy” oraz zarazem agitatorów ludowych takich jak Florian Jelski, który współzałożył klub i uczestniczył w walkach kwietniowych, a potem, pod presją lewicy został dopuszczony do kazań w kościele O. Kapucynów na Miodowej, gdzie atakował m.in. rodzinę królewską czy Józef Mejer, tak iż 6 maja prymas Poniatowski zapowiedział cenzurę ich kazań. W swoim tekście Warszawa za rządów Rady Zastępczej Tymczasowej W. Tokarz, tak pisze o ówczesnej działalności jakobinów: “o klubach tych albo ‘schadzkach’, jak je wtedy czasami nazywano, wiemy bardzo niewiele i to przeważnie ze świadectw ich przeciwników (…) ze świadectw pamiętnikarskich wiemy, że należeli do nich (…) dawni spiskowcy odłamu radykalnego (…) Takim był Tomasz Maruszewski, podobno właściwy organizator zwycięstwa warszawskiego, który 5 maja przybył znowu do stolicy z rozkazami Naczelnika i stał się głównym sprawcą wieszań 9 maja, takimi jak inteligentny i rzutki Jan Dembowski, ks. Meier, ks. Jelski i Konopka, posiadający znaczny wpływ na ludność stolicy, takimi wreszcie [jak] dość liczni oficerowie radykalni w rodzaju dzielnego Chomentowskiego. W deputacyach powstańczych przewijają się już i nazwiska młodszych członków klubu: Karola Eisbacha, Bartłomieja Szuleckiego, Alojzego Orchowskiego, Kalasantego Szaniawskiego i in., którzy potem wytworzyli stronnictwo t. zw. jakobinów polskich. (…) Z dużym prawdopodobieństwem przypuszczać można, że terroryzm nie był dla nich wszystkiem, że były one przede wszystkiem rzecznikami zaciętej, rewolucyjnej walki, jaką zapowiedział Akt Krakowski, następnie naśladowania przykładu Francyi (…) Tematu do dyskusyi klubowych dostarczało jednak głównie postępowanie Rady z królem i sprawa teroru rewolucyjnego. (…) Dzięki ich agitacyi, Rada została zmuszona do przeprowadzenia formalnej rewizji w zamku i ciągłego dozorowania króla.” W ramach propagandy rewolucyjnej przeciw królowi i prymasowi oraz dotychczasowemu ustrojowi, wznoszono chwytliwe hasła ostatecznej rozprawy z targowiczanami. Jakobini skarżyli się przebywającemu przy Kościuszce Kołłątajowi że Sąd Kryminalny Księstwa Mazowieckiego doprowadzi do tego “że wszyscy kryminaliści będą uznani niewinnymi.” Jak zauważa W. Tokarz w Kołłątaju i Kościuszce znaleźli przychylne ucho – stąd nakaz aresztowania m.in. biskupa Skarszewskiego i Massalskiego, dozór nad królem i osobami wyjeżdżającymi ze stolicy. Rada Zastępcza Tymczasowa musiała ustąpić także w kwestii zwrotu przez rewolucjonistów broni do arsenału. Jednocześnie wydawała rozpaczliwe proklamacje w kwestii “zachowania spokojności” “wspaniałej rewolucji”. Dalszego paliwa dostarczyły wydarzenia w Wilnie, gdzie za sprawą jakobina pułkownika Jakuba Jasińskiego, który jeszcze w sierpniu 1792 roku przysięgał wierność Targowicy i jego towarzyszy, po wszczęciu powstania, 25 kwietnia powieszono hetmana wielkiego litewskiego Szymona Kossakowskiego.

1 maja doszło do zorganizowanej przez jakobinów demonstracji z żądaniami wspomnianych już aresztowań, między innymi Massalskiego i Skarszewskiego, czemu towarzyszył nakaz Kościuszki. Jakobini nabrali wiatru w żagle, a 4 maja Zakrzewski pisał do Kościuszki, że chciałby “się pozbyć tych oratorów, którzy brzmiącymi deklamacjami lud mamią.” Dzień wcześniej, pismem z 3 maja, z obozu pod Winiarami Kościuszko wezwał utworzone komisje do przejmowania dóbr kościelnych i zakonnych “na teraźniejszą Rzplitej potrzebę (…) wyjąwszy to, co za uznaniem komisji na nieuchronną potrzebę św. religii obrządków zostać ma.” Dawało to jakobinom nadzieje na zaostrzenie konfliktu z duchowieństwem i podburzania nastrojów. 5 maja w liście Stanisław August prosił Kościuszkę o zamknięcie klubu w obawie przed “najfatalniejszymi skutkami.”

Wydarzenia w Warszawie z aprobatą odnotowywała prasa francuska. 13 maja 1794 roku Le Batave – le Sansculotte chwalił zryw warszawski, jednocześnie wzywając naród polski do zadania wrogom “śmiertelnego ciosu.” Był to okres kiedy Kościuszko ponowił naciski na Robespierre’a i kolegów w celu uzyskania pomocy. 26 kwietnia w Paryżu pojawił się, wysłany 15 kwietnia przez Kościuszkę, specjalny posłaniec z bieżącymi informacjami i szerokimi upoważnieniami dla Barssa, co ten zaraz zakomunikował “reprezentantom ludu francuskiego”, podpisując się “pełnomocnik rządu rewolucyjnego tymczasowego Polski.” 30 kwietnia Barss podkreślał że za powstaniem stoi “wola ludu” i “nie jest to wojna kasty o zachowanie swych przywilejów” a “energią ludu polskiego plan rewolucyjny się zorganizował i wszedł w wykonanie.” Dalej, po ponownym wymienieniu korzyści dla Francji z powstania, następowała prośba o interwencję dyplomatyczną w Konstantynopolu, w Danii i Szwecji oraz pożyczkę pieniężną, której istniała pilna potrzeba, pod zastaw “dóbr narodowych”. 12 maja, wobec czujności prasy jakobińskiej, Barss musiał tłumaczyć się z pogłosek o zwróceniu się przez Kościuszkę o pomoc także do europejskich królestw, przedstawiając dokumenty z “postępu rewolucji” w Polsce.

8 maja doszło do starcia dwóch przywódców powstańczych w Warszawie – Michał Chomentowski rzucił się z bronią na Kilińskiego, zarzucając mu zbytnią zachowawczość i został aresztowany. Nazajutrz, 9 maja, obawiając się nastrojów ulicy sam Kiliński przyłączył się do ludu idącego wieszać zdrajców, w tym biskupa Kossowskiego. Dzień 8 maja stanowił do tego przygotowanie. Jak pisze K. Wojda w swoich Pamiętnikach o rewolucji polskiej:Dzień 8 Maja jako dzień imienin króla i święto świętego Stanisława opiekuna Polski był zwykle uroczyście obchodzonym. Tego roku ledwie pamiętano, że to był dzień świąteczny, nikt prawie nie winszował królowi, nikogo nie mianowano kawalerem orderu św. Stanisława (…) W przeciwnych stronach miasta rozszerzono wiadomość, że Rosjanie i Prusacy zbliżają się do miasta. (…) Poruszenie w mieście było tak gwałtowne, że go trudno opisać, wszyscy z szańców i Pragi powrócili do miasta, niewiasty spieszyły do domu, a niespokojność nagle wzrastała. Gdy tak wszyscy się uzbrajali, dowiedziano się nagle w starym mieście, że król na Pragę pojechał. Zaraz wpadano na myśl, że król był sprawcą tego poruszenia aby swoją ucieczkę ukryć. (…) Mniemano że pewno uciekł. Kto więc mógł konia dosiadł aby za królem gonić. (…) Około zbrojowni było jeszcze pełno ludzi, wytoczono i ponabijano armaty, kanonierzy pozapalali lonty. Pospólstwo uzbrojone nabijało broń.”

W nocy z 8 maja na 9 maja, przed północą na ulicach – pod ratuszem, na Krakowskim Przedmieściu i przed kościołem Bernardynów pojawiły się szubienice, których pilnowały zbrojne gromady ludu. Umieszczono na nich napisy: “kara dla zdrajców ojczyzny”, co zapowiadało przebieg wydarzeń nazajutrz. Jak pisze W. Tokarz “do ludu wysłano Kilińskiego, który (…) faktycznie przyłączył się do ruchu i poparł swą popularnością żądania klubistów”. Ów znaczący epizod w wydanych potem pamiętnikach szewca o wysokiej samoocenie następnie pominięto. Nastroje tłumu tego ranka podgrzewał, przemawiając do kilkutysięcznego zgromadzenia sekretarz Kołłątaja z czasów jego podkanclerstwa, 25-letni Kazimierz Konopka, prawnik z wykształcenia, wzywając do powieszenia zdrajców. Przedstawiciele ludu przekazali swe oczekiwania w formie deputacji prezydentowi miasta Zakrzewskiemu. Jedynie nieliczni członkowie Rady, w tym Wulfers, oponowali. Pod naciskiem tłumu, który wdzierał się do ratusza, Rada Zastępcza Tymczasowa postanowiła spełnić jego żądania, lecz nadać nieuniknionemu, jak się wydawało, pozory legalności, to jest, według słów Zakrzewskiego: “żeby supplicium nie było ante judicium”. Rada przekazała zatem wymienioną wyżej czwórkę aresztowanych do dyspozycji zebranego doraźnie w ratuszu Sądu Kryminalnego, którego kompetencje doraźnie rozszerzono. Ten w ciągu 3-4 godzin przeprowadził przewód i wydał wyroki śmierci na Kossakowskiego, Zabiełłę, Ożarowskiego i Ankwicza, oczywiście bez możliwości apelacji. Skazani zostali jednak nie za sam udział w Targowicy, bo przecież sam Kołłątaj w lipcu 1792 roku poparł akces króla do tej konfederacji. Jak zanotował Niemcewicz: “lud w obawie, by zdrajcy nie uszli, naglił na Sąd Kryminalny, by ich co prędzej sądził.” Podczas owego politycznego procesu lud doglądał przez okna czy sprawnie się on odbywa oraz doglądał szubienice.

Trzem świeckim umożliwiono spowiedź i powieszono, Kossakowskiego powieziono najpierw do kościoła Bernardynów, jak pisze Niemcewicz, “by wprzód zdjąć z niego namaszczenie kapłańskie”. Zwrócono się z tym do nuncjusza, który oczywiście odmówił. W drodze na szubienicę ciżba szarpała go, szydziła, uderzała, pluła, zrywała odzienie – tak iż, jak pisze Wojda, biskup “prawie tylko w koszuli powieszony został.” Tłum przy wieszaniu kolejnych osób wznosił okrzyki: niech żyje rewolucja! Jak zapisał ks. Jędrzej Kitowicz: “Ciała powieszonych były na szubienicach do godziny 8 wieczornej, po której odcięte zostały i pod szubienicą w polu za Nalewkami wystawioną pochowane.” Jak zauważył Wojda wskutek takich “poruszeń” ludu “rewolucja mogła doznać zniszczenia przez najwięcej ją wspierających.” Zauważał jednak problem gdyż “pospólstwo było uzbrojone i nie tak łatwo byłoby broń oddało.” Mimo to Rada poszła z prądem i pisała do Kościuszki że podczas procesu “z dobrowolnego ustnego zeznania tych łotrów bardzo ważne nam się odkryły rzeczy, przez których dalsze wyśledzenie więcej się jeszcze robót zdradzieckich przeciw Ojczyźnie odkryje. Żeby jednakowoż miejsca łotrów nie wakowały, na miejsce ubyłych Ostroróg, Tęgoborski, Staniszewski i Cerner osadzeni zostali.” Triumfowały środowiska jakobińskie. Jak pisała Gazeta Wolna Warszawska “już tedy życzenia wszystkich dobrze Ojczyźnie życzących obywateli są uskutecznione, już kilku zdrajców, którzy ją zaprzedawali łącząc bezczelność z szyderstwem, odebrało karę… Odrodni synowie Ojczyzny niech się dowiedzą, że teraz w Polsce zbrodnie dumnych magnatów nie ujdą bezkarnie…” (cyt. za W. Tokarzem)

Wypadki w Warszawie z 8 i 9 maja niecałe dwa tygodnie później odnotowano w Paryżu, gdzie 22 maja sporządzono dla Komitetu Ocalenia Publicznego raport dotyczący sytuacji w Polsce, zawierający m.in. plany wysłania do obozu Kościuszki, Warszawy, Krakowa i Kamieńca specjalnych agentów. Zastanawiano się w nim szczególnie nad planami ustrojowymi wodzów powstania na przyszłość oraz “usposobieniem mas ludowych“. Podkreślano niespójne informacje co do pozycji króla, konstatując że “na szczęście, konieczność oddała losy rewolucji polskiej w ręce ludu”. Postulowano by “kierować powstaniem w taki sposób (…) aby w rezultacie stało się iście ludowym”, rozpowszechniać “zasady konstytucji ludowej”, ale na razie nie eskalować konfliktów pośród powstańców dotyczących kwestii przyszłej polityki wewnętrznej. Na działalność agentów planowano przeznaczyć milion franków, z czego samemu Kościuszce miano przekazać 300 tysięcy. Raport kończył się propozycjami personalnymi wymienionych agentów, przy czym Parandiera i La Roche’a sugerowano wysłać do Krakowa. Innej pomocy na razie nie zakładano, a wezwanie Barssa z 10 czerwca 1794 roku wskazuje że do tej chwili nie wyekspediowano nawet agentów z zasiłkami. W memoriale tym wołał do jakobinów, w okresie kiedy gilotyny pracowały nieustannie: “to na nas godzą despoci. Jeżeli zdołają nas poróżnić – bezowocną będzie ofiara krwi naszej… Nie sądźcie by ci zdrajcy nie byli w stanie wytworzyć zdrajców lub głupców w Polsce. Znaleźli już ich oni we Francji. Siła wasza wewnętrzna, moralna, zdołała zdemaskować jednych, unicestwić drugich. Czyż i my usiłować będziemy im się oprzeć? Tak jest. (…) Oparłszy nadzieję pomocy jedynej (…) na stosunkach z Francją, nadzieję, podsycaną przez Waszych ministrów i agentów, aż do chwili mego przybycia do Paryża, (…) zdecydowawszy się złożyć w wasze ręce kierownictwo sprężynami naszych akcji politycznych, w tym wszystkim, co może zapewnić korzyści obupólne, poświęciwszy zasadom waszym – następstwa naszego pochodu rewolucyjnego, jakiż rachunek możemy zdać o tym Ojczyźnie naszej?” Co do Kościuszki i władz powstańczych zaznaczał: “otwartość ich działań wobec rządu rewolucyjnego francuskiego, uprawnia ich do żądania wzajemności.” Francja swoje korzyści wojskowe ze sprawy polskiej wyciągnęła, natomiast oczekiwania rewolucjonistów francuskich w sferze ideologicznej wobec Polski były jednoznaczne – dopuszczenie do wiodącej roli w powstaniu kierowanych przez agitatorów sankiulotów, którzy, może zachowując odrębność zwyczajów miejscowych w zakresie narzędzi (szubienice zamiast gilotyny), podejmą właściwe, jedynie słuszne działania. Posiadająca wciąż urzędujących króla i katolickiego prymasa Polska nie brzydziła się pertraktować z antychrześcijańskimi i bezbożnymi inżynierami Wielkiego Terroru, natomiast, jak się wydaje, bezbożna i ludobójcza Francja brzydziła się wsparcia Polski właśnie z uwagi na jej chrześcijańskość i brak jednoznacznej woli rozprawienia się z monarchią.

Tymczasem, w Warszawie, wypadki z 8 i 9 maja zwiastowały kres rządów Rady Zastępczej Tymczasowej. Kościuszko powołał Radę Najwyższą Narodową, do której weszli m.in. Hugon Kołłątaj (odpowiadał za skarb) i Ignacy Potocki (sprawy zagraniczne). Pod koniec maja Kołłątaj i Potocki przybyli do Warszawy, witani entuzjastycznie. Ten pierwszy, przywódca polskich jakobinów, siedział w powozie obok Kilińskiego. Jakiejkolwiek swojej roli w wieszaniach z 9 maja się wypierał. Twierdził że nastąpiły one za przyczyną tajemniczego “kuriera z Wilna” Hadźkiewicza, który podburzył lud warszawski do naśladowania przykładu danego przez Jasińskiego i towarzyszy, natomiast “ludzie słuszniejsi” postarali się “o formalność tej roboty, aby przestępcy za wyrokiem sądu karani zostali”, natomiast on sam – Kołłątaj nie wiedział o ich planach i dowiedział się post factum w obozie pod Połańcem. Aleksander Linowski (List do przyjaciela odkrywający wszystkie czynności Kołłątaja w ciągu Insurekcji, pisany roku 1795)zarzucał jednak Kołłątajowi że to on zorganizował owe wydarzenia, wysyłając do Warszawy specjalnego kuriera z obozu Kościuszki, zaś same wydarzenia przyjęto w obozie z zadowoleniem jako przejaw zemsty ludowej. Linowski określał Kołłątaja jako człowieka, który “kształcił się w szkole zwodniczej hipokryzji (…) szkole panowania nad ludźmi przez opinią, w szkole przewrotności, mającej za cel swych igrzysk: ciemność i prostotę rodzaju ludzkiego”, zaś jego popularność wyjaśnia lol powszechnym w upadającej Rzeczypospolitej pragnieniem, by odnalazł się “wielki człowiek”, zbawca ojczyzny. Wypominał mu, że namawiając króla do Targowicy i zamierzając do niej przystąpić, potem był “na cnotliwego przeznaczony emigranta.” Według Linowskiego Kołłątaj sam oświadczył mu że on był podżegaczem wydarzeń warszawskich z 9 maja. Sytuacja w mieście nie uspokoiła się. 28 maja prymas Poniatowski wydał obwieszczenie zezwalające na użycie sreber i dzwonów kościelnych na potrzeby powstania, przekazał również osobiście na potrzeby powstania cenną zastawę stołową. To również nie pomogło.

Wkrótce, 6 czerwca nadeszła porażka Kościuszki pod Szczekocinami, dwa dni później – Zajączka pod Chełmem. Wydarzenia te oznaczały koniec inicjatywy wojsk powstańczych. Radykałowie wciąż zyskiwali. 10 czerwca prymas Poniatowski odprawił Mszę w intencji Rady Najwyższej Narodowej. Kazanie podczas niej wygłosił ksiądz Ignacy Witoszyński, zmieniając je w pean na cześć zdobyczy rewolucji w skąpanej wówczas we krwi Francji. 15 czerwca wojska pruskie zajęły Kraków. Narastało przerażenie wywołane tak wieściami o klęskach, jak i zatajaniem przez władze powstańcze szczegółowego przebiegu kampanii. W Warszawie ćwiczono ochotników i sypano okopy. Wzrastała agitacja jakobińska – krążyły pamflety, piosenki z gilotyną i szubienicą w tle, na przykład: “my krakowiacy, nosim guz u pasa, powiesim sobie króla i prymasa.” Powtarzał się scenariusz francuski – rozpowszechniano znów pogłoski o planie ucieczki Stanisława Augusta, co wzmagało rewolucyjną czujność. Jak zanotował Niemcewicz: “W czasach rewolucyjnych, gdzie (…) rząd, dzieło mnóstwa, mnóstwu ulegać, a nieraz pochlebiać musi, gwałtownych popędliwości od ludu tego spodziewać się zawsze należy. Skoro więc wieść o poddaniu się Krakowa nadeszła, zapalczywym gniewem zajął się lud warszawski; owoż, mówiono, skutki lękliwej powolności rządu naszego, co się stało w Krakowie, i u nas się stanie, wieleż to oczywistych przekonanych zdrajców, pobłażaniem i długimi formalnościami kryminalnego trybunału, żyje dotąd bezkarnie, kiedy się sąd waha, niech sam lud sprawiedliwość z nich uczyni.” Niemcewicz przyznał przy tym że ludowi tę popędliwość nadaje agitacja, która była prowadzona w Warszawie intensywnie. “Odbijcie więzienia, wywleczcie przedajnych zdrajców, powieście ich. Niech przykład ten trwogą podobnych im napełni” – wołano.

Wprawdzie jeszcze 26 czerwca “Korespondent Narodowy i Zagraniczny” zamieścił informację o przekazanych na rzecz powstania przez prymasa 900 grzywnach srebra, ale w nocy z 27 na 28 czerwca, na ulicach Warszawy rozpoczęto ponownie stawianie szubienic, których postawiono, wedle niektórych relacji – nawet kilkunastu. Wziął w nim udział Jan Dembowski, który już wcześniej, w korespondencji z Ignacym Potockim, określał Stanisława Augusta Poniatowskiego jako “darmojada”, zaś prymasa Poniatowskiego jako “trutnia”, a jeszcze w grudniu 1793 roku, pisząc do Potockiego, obawiał się aresztowania w ramach rozprawy Rosjan i stronnictwa królewskiego z “Francuzami”. Wcześniejsze przygotowanie agitacyjne przeprowadził ponownie Konopka, którego Linowski w Liście do przyjaciela określa jako “wściekłego mówcę ludu” oraz “kreaturę Kołłątaja”. Wedle niego, na widok szubienicy pod swoim domem “polski Robespierre” oświadczył w jego obecności tłumowi: “jak mogliście się ważyć stawiać szubienice przed mojemi oknami, a nie wiecie to, że ja byłem i jestem zawsze waszym obrońcą i przyjacielem ludu?” Przy szubienicach pojawił się ks. Mejer ze stułą na szyi i z pistoletem w ręce. Młodsi towarzysze, tacy jak Kalasanty Szaniawski, przynosili belki do budowy szubienic. Miejsce ich ustawienia jakobini wybrali nieprzypadkowo – jedna z nich stanęła na Placu Zamkowym, inna – przed pałacem prymasa.

Prymas Poniatowski, podobnie jak mentor Konopki Kołłątaj, opowiedział się podczas narady 23 lipca 1792 roku za przystąpieniem króla do Targowicy, lecz później się od niej zdystansował, nie zaprzysięgając aktu Konfederacji Targowickiej, podobnie jak wcześniej nie zaprzysiągł Konstytucji 3 Maja. Symbolizował jednak dotychczasowy porządek, w którego obronie występował. W styczniu 1793 roku, kiedy to do Warszawy dotarły wieści o straceniu we Francji “obywatela Kapeta” – Ludwika XVI, wydał odezwę pasterską zalecającą modlitwy za zabitego króla oraz “List do kapłanów z okoliczności okropnego zejścia z tego świata Ludwika XV.” W marcu 1793 roku, podczas Mszy za króla Francji potępił owo królobójstwo. Jeszcze przed egzekucją Ludwika pisał do biskupa wileńskiego Ignacego Massalskiego, który miał stać się, chcąc nie chcąc, jedną z głównych postaci warszawskich wydarzeń czerwcowych (list z 16.01.1793 r.): “Gdy z czułością patrzam na zdespektowane w Europie trony i ołtarze, gdy najsilniejsze mocarstwa widzę wpędzone w ustawiczną trwogę, równie jak najspokojniejsze krainy (…) a gdy wszelako jeszcze nie dopatruję skutecznych środków do przytłumienia mamiących nauk równości, którymi zarażeni zostali liczni świata mieszkańcy, niecierpliwie znoszący potrzebną do utrzymania onego zwierzchność, niezmierna mnie przeraża trwoga nad niebezpieczeństwem, w któreśmy się nierozmyślnie podali.” O władzach Targowicy i możliwych jej skutkach pisał natomiast z przestrogą: “Im silniej dzisiejsza konfederacja nagania zapędy, które wszytko odmieniać usiłowały, tym pilniej też sama wystrzegać się powinna wszelkiego naśladowania ganionych kroków i nieszczęśliwego ducha nowości, którym Francyja nie tylko siebie do najnieprzewidziańszych przyprowadziła ostateczności, ale umysły świata całego zaraziła i gwałcić usiłuje. Wszakże, jak ulegając zbytnio choremu, uleczyć go trwale nie można, tak też ustawnie go łając, gorączka do takiego stopnia pomnożyć się może, iż nareszcie żadne nie pomoże lekarstwo i sam chory w rozpaczy dobijać się gotów.”

28 czerwca prymasa Poniatowskiego ostatecznie nie powieszono, mimo to dzień ów był brzemienny w wydarzenia. Jak pisał w swoim Liście do przyjaciela Linowski był to “dzień, w którym los całej rewolucji i skutek jej zdradliwych nasion pokazały się widocznie.” Lud zadowolił się innymi ofiarami – więźniami wcześniej aresztowanymi przez władze powstańcze, lecz dotychczas nie skazanymi, w tym korespondentem prymasa sprzed roku – Ignacym Massalskim. Już z samego rana deputacja ludowa pojawiła się pod mieszkaniem prezydenta miasta Zakrzewskiego, domagając się kary, nie spotykając jednak z aprobatą by proces odbył się, podobnie jak 9 maja, niezwłocznie. Wywleczono zatem z więzień wytypowane ofiary bez wyroku, siłą.

Zawisły zatem na szubienicach 28 czerwca poddane samosądowi osoby – między innymi były poseł do Turcji Karol Boscamp-Lassopolski, który schronił się w poselstwie saskim, były marszałek Targowicy Antoni Czerwertyński, oskarżany o szpiegowanie agitator Marceli Piętka, a nawet członek Rady Zastępczej Tymczasowej – aresztowany 18 maja za rzekome spiskowanie z Boscampem prawnik Michał Wulfers. Oddajmy znów głos ks. Kitowiczowi: “Na szóstej [szubienicy], przed pałacem Bryllowskim, toż samo pospólstwo i tymże sposobem, bez dekretu i mistrza, wywleczonego z aresztu książęcia Massalskiego, biskupa wileńskiego, powiesiło na lejcu konopnym, chłopu przejeżdżającemu porwanym. Był wtenczas ciągniony do kompanii z Massalskim Skarszewski, biskup chełmski, ocalał przecie w areszcie za marną dwuzłotówkę wetkniętą w rękę jednemu z tych oprawców, lokajowi, znać wiele w tej zgrai znaczącemu, który zawołał: „Ho! temu dajmy pokój, bo to dobry pan, ale tego szelmę prowadźmy (mówiąc o Massalskim), co ludziom swoim służącym każe dawać po sto rózg.” Do tej szubienicy wyprowadzono także Moszyńskiego, marszałka w. koronnego, który bronił się i mocował z pospólstwem, ile miał sił w sobie, nie dopuszczając stryczka na szyję, ku czemu gdy go obalono i leżącemu zakładano postronek, szczęściem osobliwszym przybył Zakrzewski, prezydent warszawski, a położywszy się na nim, wołał: „Mnie zabijcie, a niewinnego uwolnijcie!” Ułagodził przecie tym sposobem rozjuszoną kupę, z której rozsądniej się do tego mu pomogli i wyrwawszy z rąk zawziętych zmęczonego Moszyńskiego, nieśli na ręku wpół żywego, wpół umarłego, a wsadziwszy w karetę nadarzoną, odprowadzili do domu. Połowa jednak tej bandy, poskoczywszy do pałacu Branickiego, porwała i wywlekła na ulicę książęcia Czetwertyńskiego, kasztelana; ten nie miał siły ani serca bronienia się jak Moszyński, udał się w pokorę; upadał oprawcom do nóg, całował ich w ręce, prosił z płaczem o miłosierdzie; ledwo tyle wskórał, że mu kilka minut do uczynienia spowiedzi przed przystawionym w skoki dominikanem pozwolili, i tej długo czynić nie pozwoliwszy, na biczu furmańskim obwiesili. (…)Ci wszyscy, winni i niewinni, pochowani w polu pod szubienicami, jeden tylko Wulfers z dyspozycji prezydenta warszawskiego Zakrzewskiego pochowany u bernardynów na cmentarzu, ale prywatnie i w nocy dla tumultu; znać, że był niewinny, gdy mu tę przysługę duchowną Zakrzewski uczynić kazał, której innym nie uczyni”. Jak pisał o wydarzeniach warszawskich z końca czerwca w swych Pamiętnikach o rewolucji polskiej K. Wojda: “O gdybym mógł dzień 28 Czerwca wydrzeć z dziennika tej rewolucji, gdybym mógł milczeniem mojem pogrzebać wspominanie jego (…) Beze mnie atoli jest on już całej Europie znajomym; nieprzyjaciele rewolucji porywali go chciwie; najsromotniejsze odcienia powyjmowali z niego, poprzeistaczali, popowiększali, i tą układnością polityki starali się polski naród w najszkaradniejszym wystawić świetle.” Pojawiająca się w “pamiętnikach” rewolucjonistów mniej radykalnego etapu narracja, iż owe wydarzenia stanowiły jakiś wybryk czy eksces, tak jak tzw. Wielki Terror – w ocenie Francuzów był wypadkiem w ramach wspaniałej rewolucji praw człowieka i obywatela, przebiła się jednak wówczas głównie do rodzimej, formowanej świadomości narodowej. Pozostał w niej zły agitator Konopka i dobry, oświecony ksiądz Hugon Kołłątaj, któremu, nawet, na dalszym etapie rewolucji, w PRLu, poświęcano szkoły i ulice. Zły radykał Dembowski, który jak pisze Niemcewicz, “z urodzenia Żyd, ochrzczony, z wrodzoną narodowi żydowskiemu przebiegłością, wykrzesawszy się i nabrawszy nieco nauki, dostał się za kopistę do marszałka Potockiego; próżny, niespokojny, napojony jakobińskimi prawidłami, przekonany, iż rewolucje na tym zawisły, by ostatni ściek towarzystwa czyste źródło jego zamącał, przybywszy do Warszawy porzucił marszałka i stał się ciemnego motłochu dowódcą. Równie mało jak i on znany Konopka, wieszając się przy Kołłątaju, przesadził w tym miesiącu życzenia pryncypała swego.” I dobry generał od Mazurka Jan Henryk Dąbrowski, który zresztą latem 1794 dowodził częścią obrony Warszawy (w rejonie Czerniakowa i Wilanowa) a który przyjął oboje – Konopkę i Dembowskiego na adiutantów w Legionach podczas kampanii we Włoszech. Dobry Kościuszko, który kazał ukarać sprawców wydarzeń czerwcowych, tak iż główni agitatorzy wyszli bez uszczerbku.

13 lipca 1794 roku Barss uzyskał wreszcie po swych apelach posłuchanie w Komitecie Ocalenia Publicznego. Zapowiedziano mu jednoznacznie że “rząd francuski nie udzieli ani szeląga, nie wyśle ani jednego żołnierza dla podtrzymania rewolucji, której celem byłoby utrzymanie rządów arystokracji lub monarchii i, która będąc nominalną rewolucją, byłaby jedynie zmianą rządu, nie opartego na zasadach, stanowiących podwalinę konstytucji iście republikańskiej.” W swojej kolejnej nocie z 17 lipca, na kilka dni przed 9-tym Thermidorem, Barss wziął te uwagi za dobrą monetę, oświadczając m.in. jakobinom “winienem was zapewnić, że we wszystkich moich listach pisanych do Polski, nie ustawałem w dążeniach do wyjaśnienia owych pożytecznych dla mojego narodu pojęć, nie udzielając ich w rodzaju prostych uwag nad kwestiami, jakoby moim współziomkom nie znanymi, lecz zachętę do zastosowania tych, jakie stanowią zasadę ich działania rewolucyjnego, w dążeniu do celu wyrażonego przez powstanie narodowe.”

Wieszania w Warszawie i jej okolicach pomniejszych rzekomych szpiegów i buntowników trwały i później, w lipcu, i, jakimś dziwnym trafem, przygasły pod koniec miesiąca, kiedy w rewolucyjnej Francji aresztowano i zgilotynowano Robespierre’a. W lipcu władze powstańcze zdecydowały się na aresztowanie największych agitatorów, najwięksi jednak uniknęli stryczka. Jan Dembowski został skazany na pół roku więzienia, jednakże został uwolniony z innymi wskutek interwencji Kościuszki z 28 lipca. Jak pisze ks. Kitowicz, Kołłątaj wybronił Konopkę o tyle, że posłano go na banicję czyli wówczas – emigrację. Linowski pisał w swym Liście o tym tak: “podwójność Kołłątaja w tym widziałem razie, kiedy mnie samemu najwyraźniej mówił, iż trzeba koniecznie, aby Konopka wisiał (…) A tymczasem całe jego na to były obrócone starania, aby od kary śmierci ocalić Konopkę, potem, aby więzienie jego zwolnić; na resztę, aby go wydobyć zupełnie z niego.” Konopka dał się do Paryża i wypłynął ponownie jako major Legionów Polskich i adiutant Jana Henryka Dąbrowskiego. W analogicznych rolach znajdujemy tam też Jana Dembowskiego, który za czasów napoleońskich dosłużył się awansu na generała i godności wielkiego dozorcy włoskiego Wielkiego Wschodu. Kołłątaj i tym razem wybronił siebie od udziału w wydarzeniach, zaś winę za nie przypisywał “niezgrabności” i “nienawiści” do siebie komendanta Warszawy – Józefa Orłowskiego i prezydenta Zakrzewskiego oraz… pruskim agentom. Związków z Konopką się wypierał, twierdząc że się z nim rozstał w roku 1792. On sam, jak twierdził, ostrzegał i zalecał zbadać sprawy więźniów, zwłaszcza Wulfersa, aby, w braku dowodów, wypuścić go na wolność. O szubienicach dowiedział się, gdy już stanęły, z notki jaką przesłał mu w nocy z 27 na 28 czerwca Stanisław August. Notkę tę opublikował W. Tokarz w Ostatnich latach Hugona Kołłątaja. Zawiadamiała ona m.in. iż “JPan Konopka animował lud do stawiania znowu szubienic i do wieszania kilku osób, między któremu ma się znajdować i biskup” i wzywała Kołłątaja aby “powagą swoją odwrócił ludu umysły od tej tak szkodliwej imprezy.” Kołłątaj zrzucił sprawę na Kochanowskiego z wydziału bezpieczeństwa i prezydenta Zakrzewskiego, powiadamiając króla że oni zapobiegną rozruchom. Ks. Jelski zeznawał potem w śledztwie że instrumentem wydarzeń był jeden z “ludzi wielkich”, który przygotował listę więźniów do egzekucji jednak oświadczył że nazwiska tej osoby wyjawić nie może z powodu przysięgi. Nazwisko nie padło, jednak, jak konkluduje W. Tokarz “zdaje się nie ulegać kwestii, że Konopkę, Mayera, Dembowskiego, Jelskiego i innych – uwolniono od kary za sprawą Kołłątaja.”

Tymczasem stan zdrowia prymasa Poniatowskiego stale się pogarszał. Zmarł w nocy z 11 na 12 sierpnia, zaś jego przeciwnicy rozpowszechnili pogłoski o jego samobójstwie ze strachu przed sprawiedliwością ludu. W tym samym dniu padło Wilno. W Warszawie rewolucja znów odłożyła na bok swą łagodniejszą twarz. Pod koniec sierpnia powołano Sąd Kryminalny Wojskowy pod późniejszym namiestnikiem Kongresówki – wolnomularzem, gen. Józefem Zajączkiem, do którego należał m.in. brat Hugona – Rafał Kołłątaj. We wrześniu Hugon Kołłątaj słał rozpaczliwą prośbę do wspomnianego już delegata Barssa w Paryżu aby Francja przekazała zapowiedziane subwencje pieniężne i skłoniła inne kraje do poparcia insurekcji. 2 września w “Korespondencie Narodowym i Zagranicznym” wskazywano na przykład jaki daje Polsce rewolucyjna Francja, “prowadząc wojnę z całą prawie Europą.” 11 września sąd Zajączka skazał na powieszenie biskupa chełmskiego Wojciecha Skarszewskiego, którego, po interwencji nuncjusza papieskiego Litty, Kościuszko przed szubienicą ocalił. Jak zauważył Niemcewicz “za cara Aleksandra Skarszewski postąpił na prymasostwo: a co się tylko w krajach rewolucjom podległych zdarzać może, tenże Zajączek, co go na szubienicę sądził, siada koło niego u stołu carskiego, odwiedza go i przyjmuje u siebie.” Krajobraz ten możemy szybko uzupełnić, choćby postacią insurgenta Berka Joselewicza, który w Warszawie stał po stronie tych, którzy wieszali biskupa Massalskiego, jego dawnego pryncypała, którego wcześniej był faktorem i plenipotentem, podróżując w jego interesach na zachód Europy, gdzie zaraził się rewolucją francuską. Jak pisze świecka hagiografia na jego temat “używany do rozjazdów przez swego pana, zawadził Berek o Brukselę i Paryż, ocierał się o wykwintne komnaty (…), polerował, nasłuchiwał, ogarnął szeroki świat, nauczył sie po francuzku i przedziergnął z zaściankowego pośrednika w ogładzonego człowieka. Burzliwe czasy, przesycone zapachem rewolucyjnego prochu, mogły podziałać na niego rozbudzająco i pobudzająco, uświadomić i do dojrzałości doprowadzić drzemiące na dnie duszy porywy. (…) Skrystalizowały się i stężały w nim wszystkie pożądania poniesienia haraczu krwi dziemi rodzinnej po tragicznej dacie 28 czerwca 1794 r., gdy jego pan, wielmoża, wileński władyka, zawisł na szubienicy (…) Ex-oficjalista żyd poszedł rozpalać znicz narodowych uczuć na grobie przeniewiercy-biskupa.” (E. Łuniński: Berek Joselewicz i jego syn. Zarys historyczny, Warszawa 1909). Potem odnajdujemy go w legionach Dąbrowskiego i w masońskiej loży “Bracia Polacy zjednoczeni”, wreszcie w potyczce pod Kockiem, za czasów napoleońskiego Księstwa Warszawskiego.

Wracamy tu do postawionego pytania – na ile wydarzenia warszawskie, od których Naczelnik starał się dystansować, a jednocześnie starał się ich głównych sprawców surowo nie karać, stanowiły niespodziany wypadek przy pracy, siłę wyższą, nagły skutek działań radykalnych agitatorów, a na ile zostały wpisane w scenariusz powstania, jak to twierdziła, wykorzystująca je propaganda mocarstw, które wkrótce postanowiły zamknąć wieko trumny nad Polską. Insurekcję określano w końcu jako “Rewolucję Kościuszki”.

W czasach powstania, w Warszawie, w Drukarni Korpusu Kadetów, kierowanej przez francuskiego wolnomularza Piotra Dufoura, ściągniętego do Warszawy 20 lat wcześniej przez księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego, ukazała się obszerna książka członka francuskiego Zgromadzenia Narodowego Constantina Volneya “Les ruines ou meditations sur les revolutions des empires“, która w polskim tłumaczeniu otrzymała tytuł “Rozwaliny, czyli uwagi nad rewolucjami narodów (…) w roku 1792 w Paryżu wydane a dla dobra Ludu Polskiego na ojczysty język wyłożone”. Autor uważał Jezusa Chrystusa za mit i zrównywał go z indyjskim Kriszną zaś sama książka traktowała m.in. o “wielkiej zawadzie poprawie rodu ludzkiego opierającej się“, o której pisał autor tak: “Każdy Naród przyjmował lub utwarzał sobie opinie Religii, które opiniom innych wbrew się sprzeciwiały, a każda z nich przywłaszczając samej sobie z wyłączeniem innych, twierdzi, iż wszystkie inne w błędzie zostają. Gdy więc, jak jest istocie, w takiej niezgodności, wielki tłum błądzi (…) jakież więc zostają środki do oświecenia onego? Jakim sposobem zwalić przesąd, który pierwiastkowo ducha jego opanował i jak nade wszystko zedrzeć z niego zasłonę, kiedy pierwszy artykuł każdej wiary, pierwsza nauka wszelkiej Religii, na zupełnym wywołaniu powątpiewania, na zakazaniu wszelkiego badania i na wyrzeczeniu się własnego zawisły (…) Tym przeto sposobem Człowiek w zaślepieniu swoim, własne kajdany sam na sobie nitując, wystawił się na zawsze bez obrony na igrzysko nieświadomości i namiętności swoich. Na starganie więc tak obmierzłych pętów trzeba by zbiegu nadzwyczajnego szczęśliwych wydarzeń. Trzeba by, aby cały Naród od szaleństwa zabobonności uleczony, na wszelkie natchnienia fanatyzmu był głuchy, i od narzutu fałszywcy nauki oswobodzony, żeby sobie tenże Lud nauki prawdziwej moralności i rozumu sam naznaczył (…), żeby się znaleźli Naczelnicy na swój zysk nieoglądający się i sprawiedliwi…” Tu polski tłumacz umieścił przypis: “takim jest Tadeusz Kościuszko.” Kolejny rozdział zawiera dialog między przedstawicielami władzy królewskiej, duchowieństwem a “ludem”. “Chcecie wy żyć bez Bogów i bez Królów” – mówią księża, “My chcemy żyć bez Tyranów” – odpowiada lud. Kolejny rozdział “Lud wolny i prawodawczy” wskazywał że po uwolnieniu się od owych tyranów i ich sług “trzeba jeszcze zapobiec żeby na nowo nie powstali.” W kolejnym rozdziale “Tyrani Świeccy i Duchowni ludów, uknowali związek powszechny a pociągnąwszy za sobą tłum ludzi przymuszonych, lub zwiedzionych, posunęli nieprzyjazną swą siłę przeciwko Narodowi Wolnemu (…) Ale wolny Naród (…) zachował milczenie, a zebrawszy się cały stanął pod bronią w strasznej i szanownej postawie.” Dalej padają propozycje zwołania “zgromadzenia powszechnego ludów.” Takie to dzieła, napisane przed wybuchem rewolucji we Francji, serwowano warszawiakom w czasie insurekcji.

Jeżeli uznamy, za Bronisławem Szwarcem, autorem wydanej w roku 1894, w Krakowie książki Warszawa w 1794 roku, że Kościuszko był ogniwem łączącym przeszłość Polski z jej przyszłością, to przypuszczalnie głównym kowalem owego ogniwa były stowarzyszenia wolnomularskie. A jeśli stwierdzimy za Francuzem Julesem Micheletem, że Kościuszko to ostatni rycerz i pierwszy obywatel wschodu Europy, to musimy przyznać że za owym wschodnim pejzażem i wschodem na nim nowej epoki stał utworzony w roku 1773 Wielki Wschód.

W swoim artykule opublikowanym w roku 1947 Adept Hirama Adam Doboszyński zwraca uwagę na rolę tajnych stowarzyszeń w przygotowywaniu przewrotów końca XVIII wieku oraz na używanie przez Naczelnika, w początkowej fazie Insurekcji, symboliki zdecydowanie masońskiej w postaci pieczęci świątyni Hirama, którą potem zastąpił Orłem i Pogonią. Doboszyński przypomina w szczególności iluminatów Spartakusa-Weisshaupta, który w latach 80-tych XVIII wieku rozesłał swych uczniów z Bawarii, nie tylko do Francji ale i na wschód, w trosce o “oświecenie” lóż w Polsce. W liście ze stycznia roku 1783 apelował o utworzenie konfederacji lóż wolnomularskich w Polsce. Zabiegi w tej kwestii miały podjąć m.in. loże saskie przy pomocy Filona-barona Knigge. Doboszyński uważa że rewolucja francuska roku 1789 i rozpoczęty w Polsce, w roku 1788 Sejm Czteroletni mają wspólny pień, który należy szukać właśnie w tajnych stowarzyszeniach. W jego tezie Polska miała stanowić “ognisko wrzenia na Wschodzie Europy”, osłaniające właściwe ognisko rewolucji nad Sekwaną przed skuteczną interwencją zaalarmowanych monarchii, flirtujących na swą zgubę od dłuższego czasu z wolnomularskimi kręgami.

W hipotezie tej nie można pominąć podwójnej roli Prus, które z jednej strony uczestniczyły w działaniach antyfrancuskich, z drugiej “wypuściły” Polaków, prowokując ich do zrzucenia protektoratu moskiewskiego, w wyniku czego, w II rozbiorze przypadły im Gdańsk i Wielkopolska, zaś w trzecim także Warszawa. I tu znów powstaje pytanie o rolę jaką odegrała w tym masońska i różokrzyżowa inicjacja Fryderyka Wilhelma II jeszcze jako kronprinza, który już w roku 1772 został przyjęty do loży Trzy Szpady, zaś w roku 1782 otrzymał najwyższy stopień wtajemniczenia różokrzyżowców jako tzw. biały mistrz.

Z drugiej strony więzy tajnych stowarzyszeń obejmowały polskich reformatorów. Doboszyński niepoślednią rolę przypisuje tu sekretarzowi króla Stanisława Augusta, nauczycielowi dzieci rodziny Potockich i bliskiemu znajomemu Niemcewicza oraz Ignacego Potockiego, wolnomularzowi Scypionowi Piattoliemu. Posługiwał się on tytułem księdza, choć nie było pewne czy posiadał święcenia kapłańskie. Do Polski przybył w roku 1782, na dwa lata przed wybuchem rewolucji znalazł się w Paryżu, gdzie przebywał w rezydencji rodu Lubomirskich, gdzie m.in. uczył księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. W listopadzie 1789 ponownie przybył do Polski, gdzie został sekretarzem Stanisława Augusta. Brał następnie udział w inicjatywach Sejmu Czteroletniego i przygotowaniu projektu Konstytucji 3 Maja. Opuścił Polskę gdy wybuchła wojna z Moskwą w obronie tejże konstytucji. Przebywał w Dreźnie, gdzie wraz z Kościuszką, Kołłątajem i Potockim, przygotowywał wybuch insurekcji. Powyższa działalność sprawiła że w roku 1794 wydalono go z Saksonii, zaś w lipcu 1794 roku został zatrzymany przez władze austriackie i więziony przez sześć lat, między innymi dlatego że Rosjanie uważali go za szczególnie groźnego rewolucjonistę.

Konstytucję Trzeciego Maja Doboszyński opisuje jako akt mniejszości, zamach stanu, akt, który nigdy nie został wcielony w życie a skutkował II rozbiorem. Rozbiór ów poprzedziła wojna z Moskwą, która odciągnęła część sił z kampanii francuskiej. Doboszyński powołuje się również na Pamiętniki o dziejach jakobinizmu ojca jezuity Augustyna Barruela, w których opisuje on sprawozdanie członka francuskiego Konwentu Piotra Józefa Cambona, który przyznał że wsparcie braci w Warszawie kosztowało rewolucyjną Francję sześćdziesiąt milionów liwrów. Jak pisze dalej Barruel nadzieje “sekty” “zdawało się że zostały uwieńczone sukcesem: Kościuszko wzniecił rewoltę w Warszawie, Wilnie i Lublinie. (…) Na próżno nieszczęsny Poniatowski próbował uspokajać dzikość rewolucji. Polska szybko zmierzała do swego końca i skończyła, tracąc zarówno swego króla, jak i swą niepodległość.” Jak zastrzega się dalej ojciec Barruel, nie zamierza on tu osądzać mocarstw, które podzieliły między siebie ów kraj, “lecz podkreślić powszechność spisku Sekty.”

Jak wskazuje w konsekwencji Doboszyński “w pogodny marcowy poranek 1794 roku Naród zaskoczono powstaniem, zorganizowanym za obce pieniądze i pod obca inspiracją, podobnie jak zaskoczono go, o trzy lata wcześniej, Konstytucją majową. Reżyseria była ta sama i aktorzy w dużej mierze ci sami, tyle że już śmielej sobie poczynający, exemplum Świątynia Hirama na pieczęci ubranego w kuse francuskie ubranko Naczelnika.” Kościuszko złożył “deistyczną” w formule (tj. nietrynitarną) przysięgę na Rynku krakowskim, wygłosił “jakobińską mowę” na ratuszu, zaś koncepcja powstania została “narzucona Kościuszce z zagranicy.” Według Doboszyńskiego “kosynierzy” czyli Paradebauerzy racławiccy zostali zebrani ad hoc przez tamtejszego dziedzica, masona Śląskiego, dlatego później nie odegrali żadnej roli w kampanii. Wydarzenia warszawskie Doboszyński identyfikuje jako “ścisłą kopię jakobińskiego Paryża. (…) Bez względu na wartość moralną powieszonych wówczas osób (biskupa Massalskiego, kasztelana Czetwertyńskiego i innych, winnych i niewinnych) epizod ten jest dziwnie niestrawny dla Polaków, toteż bywa przemilczany przez masońską szkołę historyczną”. W konsekwencji “insurekcja ponownie pomogła Francji uniknąć interwencji wojskowej zagranicy i stała się bezpośrednim powodem trzeciego rozbioru, który znów — jak przed tym rozbiór drugi — nie byłby nastąpił bez takiego z naszej strony bodźca. Kościuszko, przy najszczerszych i niekwestionowanych przez nikogo dobrych chęciach i wielkim idealizmie, wbił ostatni gwóźdź do trumny Ojczyzny.”

Na pewno Kościuszko i Kołłątaj mieli świadomość z kim pertraktują, kogo na sojusznika wybierają i o pomoc usilnie proszą – że była to rewolucyjna Francja najmroczniejszych czasów bezczeszczenia kościołów, mordowania duchownych i świeckich, Francja, której Komitet Ocalenia Publicznego odpowiadał 8 lutego 1794 roku, to jest, na początku misji Barssa w Paryżu, generałowi Turreau w Wandei “niszcz tych bandytów aż do ostatniego, oto twój obowiązek.” (wszystkie cytaty za: R. Secher: Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea – Departament Zemsty, Wydanie polskie 2015) Której generał Beaufort wypowiadał się o przeciwnikach: „trzeba całkowicie oczyścić ziemię wolności od tej przeklętej rasy”. Której obywatele obnażali i rąbali trupy jak “baranie mięso przed nasoleniem”, “w ciała ofiar wkładali ładunki prochowe i podkładali ogień”, przynosili w darze głowy rewolucyjnym generałom, topili nagie ofiary związane razem w “republikańskie małżeństwa”, robili “pionową deportację w narodowej wannie” i “patriotyczny chrzest” księżom w Loarze, palili kobiety i dzieci w piecach, gdyż “w ten sposób republika chce piec swój chleb”, nieśli na bagnetach wydobyte z kołysek dzieci dzieci, gwałcili zbiorowo młode dziewczęta, które potem wieszali na drzewach, miażdżyli i rozpruwali ciężarne kobiety, wyciągając dzieci z łona. Ówczesny Związek Sowiecki Stalina, III Rzesza Hitlera. Ludobójcza republika z piekła rodem. Wpatrzeni w tego molocha, z rozbudzonymi przez jego powodzenia obłędnymi nadziejami, z jego świadomymi bądź półświadomymi pomocnikami na czele, odprowadzani z uśmiechem przez zacierających ręce Prusaków, poszli Polacy w długą drogę rewolucji, która już na samym początku przyniosła im III rozbiór i wymazanie z mapy Europy.

V.R.S. shares this
907
Po ogłoszeniu insurekcji na krakowskim rynku, w której, rzecz szczególna, nie wspomniano nawet o Konstytucji 3 Maja, przyszła pora na Warszawę...
Linowski określał Kołłątaja jako człowieka, który “kształcił się w szkole zwodniczej hipokryzji (…) szkole panowania nad ludźmi przez opinią, w szkole przewrotności, mającej za cel swych igrzysk: ciemność i prostotę rodzaju ludzkiego”, zaś jego …More
Po ogłoszeniu insurekcji na krakowskim rynku, w której, rzecz szczególna, nie wspomniano nawet o Konstytucji 3 Maja, przyszła pora na Warszawę...
Linowski określał Kołłątaja jako człowieka, który “kształcił się w szkole zwodniczej hipokryzji (…) szkole panowania nad ludźmi przez opinią, w szkole przewrotności, mającej za cel swych igrzysk: ciemność i prostotę rodzaju ludzkiego”, zaś jego popularność wyjaśniał powszechnym w upadającej Rzeczypospolitej pragnieniem, by odnalazł się “wielki człowiek”, zbawca ojczyzny. Wypominał mu, że namawiając króla do Targowicy i zamierzając do niej przystąpić, potem był “na cnotliwego przeznaczony emigranta.
Masoni Z USA Satanisci
Kogo MASONI z USA Chcieli WYMORDOWAĆ BRONIĄ BIOLOGICZNĄ.?
Rosyjskie Ministerstwo Obrony odkryło na Ukrainie laboratoria biologiczne, które pracowały dla Stanów Zjednoczonych przy produkcji broni biologicznej.
„Na terytorium Ukrainy powstała sieć obejmująca ponad 30 laboratoriów biologicznych, które można podzielić na badawcze i sanitarno-epidemiologiczne ” – powiedział . Igor Kirilłow , szef …More
Kogo MASONI z USA Chcieli WYMORDOWAĆ BRONIĄ BIOLOGICZNĄ.?
Rosyjskie Ministerstwo Obrony odkryło na Ukrainie laboratoria biologiczne, które pracowały dla Stanów Zjednoczonych przy produkcji broni biologicznej.
„Na terytorium Ukrainy powstała sieć obejmująca ponad 30 laboratoriów biologicznych, które można podzielić na badawcze i sanitarno-epidemiologiczne ” – powiedział . Igor Kirilłow , szef oddziałów ochrony radiologicznej, chemicznej i biologicznej rosyjskich sił zbrojnych, na odprawie .
Według niego, obiekty te, zlokalizowane we Lwowie, Charkowie i Połtawie, pracowały z niebezpiecznymi czynnikami zakaźnymi „w ramach prowadzonego przez USA wojskowego programu biologicznego”.
Klientem jest Biuro Redukcji Zagrożeń Obronnych Departamentu Obrony USA (DTRA). W projekcie wzięła udział powiązana z Pentagonem firma Black and Veatch. Kiriłłow zauważył, że we Lwowie zajmowali się sprawcami dżumy, wąglika i brucelozy, w Charkowie i Połtawie – błonicy, salmonellozy i czerwonki.
Działalność laboratoriów biologicznych, na co wskazuje Ministerstwo Obrony Narodowej, doprowadziła do niekontrolowanego wzrostu zachorowalności na szczególnie groźne infekcje , którego wzrost obserwuje się od 2014 roku. Wzrosła liczba przypadków błonicy, różyczki, gruźlicy, odry. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) umieściła Ukrainę na liście krajów o wysokim ryzyku wybuchu polio.
Potwierdziły się prawie wszystkie tezy Konashenkowa i Kirilłowa. Tak, istnieją laboratoria i należą do USA. Tak, zamykano je w pośpiechu, a Nuland wzywa do jak najszybszej likwidacji pozostałych laboratoriów oraz wszelkich materiałów i dokumentów, które mogłyby wpaść w ręce rosyjskich władz. Co więcej, w ten sposób Nuland dał do zrozumienia, że Amerykanie mają coś do ukrycia przed Rosją i światową społecznością.
GAZETA WARSZAWSKA - Biolaboratoria amerykańskie: wyraźnie wiemy dlaczego i kto tego potrzebuje
V.R.S.
A co z laboratoriami broni biologicznej "miłującego pokój" Władymira Władymirowycza?