SZOSA
1,1 tys.

Państwowy zabobon -Biorezonans !

forum.mimj.pl/viewtopic.php

Państwowy zabobon. Robert Tekieli

"Biorezonans to wyraz nowego holistycznego podejścia do zdrowia. Połączenie najnowszych osiągnięć medycyny akademickiej z medycyną niekonwencjonalną". Ma być unikalną diagnostyką XXI stulecia: kompleksowe badania bezinwazyjne, bezpieczne, tolerowane przez dzieci. Cena (w 2004 r.) 180 zł (czas badania ok. l godz.). Badanie biorezonansowe "umożliwia stwierdzenie zaburzeń w najwcześniejszych stadiach, kiedy nie ma jeszcze symptomów choroby". Zatem jest o niebo lepsze od innych znanych dziś metod: USG, rentgen, tomografia komputerowa itp.
Urządzenia biorezonansowe typu oberon opracowano w Instytucie Psychofizyki Stosowanej w Omsku, pod kierownictwem prof. Iwana Niestierowa. Instytut zajmuje się ponadto aktywnym sterowaniem homeostazą, bada homeopatię, akupunkturę, teorię czakr, ziołolecznictwo itp. Aparaty biorezonansowe mogą być znane pod innymi nazwami niż Oberon (np. Aurum, Biolaz, Miranda, Iceberg, Yitatest, MORA).
Metoda umożliwia bowiem "ujrzenie od wewnątrz wszystkich organów i tkanek ludzkiego ciała", jednak - niestety - również nieistniejących. Badaliśmy sprawę biorezonansu. Znaleźliśmy kobietę, której badanie biorezonansowe zdiagnozowało wyciętą pół roku wcześniej nerkę. Piękny wydruk komputerowy. Piękna nerka, szkoda, że tylko na obrazku.
Fal, o których piszą uczeni z Omska, nie stwierdzono naukowo.Komisja weryfikacji niekonwencjonalnych metod diagnostycznych i leczniczych Polskiego Towarzystwa Alergologicznego nie stwierdziła "żadnej wartości diagnostycznej biorezonansu ".A ponieważ ostatnio metody biorezonansu używać zaczęto również do "leczenia" wielu chorób, komisja stwierdziła "wyniki leczenia notuje się na poziomie placebo".
Naukowcy i diagnostycy piszą dziś wręcz o pladze biorezonansu. Ludzie coraz częściej "badają się" i "leczą" w zarabiających na tego typu metodach zakładach medycyny niekonwencjonalnej. Część lekarzy uwiarygodnia takie niekonwencjonalne gabinety swoimi dyplomami.
Niekonwencjonalni atakują ławą. Prawie jedenaście lat temu, w majestacie prawa, astrolog stał się zawodem uznanym przez państwo tak samo jak lekarz; bioenergoterapeuta ma dziś te same prawa co nauczyciel, wróżbita identyczne jak dziennikarz. Zawody te znalazły się na liście stanowiącej załącznik do rozporządzenia ministra pracy z 20 kwietnia 1995 r. w sprawie klasyfikacji zawodów i specjalności dla potrzeb rynku pracy oraz zakresu jej stosowania (Dziennik Ustaw nr 48 )
Główny Urząd Statystyczny przygotował opisy poszczególnych zawodów. I tak do zadań bioenergoterapeuty należy "oczyszczanie i energetyzowanie centrów energetycznych organizmów (czakr), optymalizujących wymianę bioenergii z otoczeniem, harmonizowanie i wzmacnianie aury, uszczelnianie i wzmacnianie osłony energetycznej organizmu". A co ma GUS do powiedzenia o astrologu? Otóż może on opracowywać "prognozy w zakresie wybranych spraw". No przecież! A wróżbita? Ten - "świadomie wykorzystując wrodzone uzdolnienia w obszarze zjawisk PSI [czyli zjawisk nadnaturalnych] - dokonuje wglądu w przeszłe i przyszłe wydarzenia, przy zastosowaniu ukształtowanych przez tradycję różnych form wróżenia, takich jak karty, kabała, I-cing, chiromancja, przepowiadania przyszłości za pomocą zwierciadła lub kryształu".

Zauważcie państwo, że ten pseudonaukowy bełkot autoryzują instytucje państwowe. Oszustwo i zabobon przestały kryć się w maglu, próbując dziś przebić się na salony. W XXI wieku tryumfuje na powrót pogaństwo.