Anja39
11,1 tys.

Bożek „tolerancji”

Bożek „tolerancji”

Słowo tolerancja jest dziś odmieniane przez wszystkie przypadki. Nie schodzi ono z ust polityków, socjologów, wszelkiej maści działaczy społecznych itd. Można zaryzykować stwierdzenie, że jakakolwiek wypowiedź osoby publicznej nie może wręcz obejść bez odwołania do tolerancji. Dlatego nie ma przesady w tytułowym stwierdzeniu, że z tolerancji zrobiono wręcz bożka i uderza się nim we wszystkich, którzy nie tylko ośmielą się coś powiedzieć przeciwko tzw. „medialnym autorytetom”, ale nawet pomyśleć. W ten sposób wypaczono pierwotne znaczenie tego pojęcia.
W klasycznym rozumieniu słowo tolerancja wywodzi się z języka łacińskiego (tolerare – „znosić”, „cierpieć”) i oznacza cierpliwe znoszenie czegoś (lub kogoś). Powszechnie przyjmuje się, że tolerancja to wyrozumiałość w stosunku do przekonań odmiennych od naszych własnych[1].
Od czasów reformacji słowo to zaczęło ewoluować – najpierw zaczęto je wykorzystywać w sporach religijnych, a później światopoglądowych i politycznych. Dziś należy do kanonu kategorii etycznych promowanych przez ideologię socliberalną, stanowi również integralną część tzw. politycznej poprawności.
W Encyklopedii PWN znajdujemy wyjaśnienie, że ... „tolerancja jest to uznawanie prawa innych do posiadania poglądów, gustów itp. odmiennych od poglądów oceniającego, nie obejmujące jednak idei wstecznych, antyhumanistycznych czy wręcz zbrodniczych. Tolerancja intelektualna oznacza szacunek dla cudzych poglądów wyrażający się w dopuszczaniu ich do głosu. Tolerancja moralna oznacza, że przy zachowaniu elementarnych norm moralnych uprawnione są różne style życia, postawy, obyczaje i zwyczaje”(...).
Specjalnie podkreśliłem sformułowanie „elementarnych norm moralnych”, gdyż są one wspólne wszystkim ludziom i zasadzają się na zasadzie „czyń dobro, a unikaj zła”.
Ciekawą definicję tolerancji podaje również M. Fritzhand, który choć był filozofem marksistowskim, to jednak jego definicja zasługuje na uwagę. Otóż podaje on dwie definicje tolerancji „bez klauzuli” i „z klauzulą”. Pierwsza z nich rozumie tolerancję w sposób absolutny i nie ma w niej miejsca na choćby najmniejsze zastrzeżenia co do jej zakresu np. „tolerancja jest to unikanie jakiejkolwiek ingerencji w stosunku do jakichkolwiek, prywatnie lub publicznie, głoszonych poglądów”. Czyli każdy ma prawo do swojego zdania, opinii. Druga zaś definiuje tolerancję następująco: „Idea tolerancji jest to zasada domagająca się, aby dobrowolnie, z własnego przekonania, bez względu na posiadaną siłę – nie zwalczać odmiennych, a nawet sprzecznych z własnymi wierzeń, poglądów i działań, jeśli nie ma po temu dostatecznych racji”[2]. Oczywiście można dyskutować, co rozumiemy pod określeniem „dostateczne racje”. Taką dostateczną racją mogą być wspomniane wyżej „elementarne normy moralne”, które gdy są w taki czy inny sposób zagrożone, to wtedy nie może być już mowy o tolerancji, gdyż nie ma tolerancji dla ewidentnego zła.
Jak już wspomniałem o tolerancji mówi się dziś dużo. Jednak niestety pojęcie to poddano swoistej „obróbce” i straciło ono swoje pierwotne znaczenie. Należy przede wszystkim bowiem pamiętać, że tolerancja działa w obie strony. Jeśli ja wymagam tolerancji wobec swoich (dodajmy godziwych) działań, opinii itd., to jednocześnie muszę ją okazać wobec innych, który poglądy czy postawy są odmienne od moich.
Tolerancji wymagają dla siebie ateiści, homoseksualiści, genderyści… lista jest długa. Nie schodzi ona z ich ust. Najczęściej jednak mylą oni tolerancję z szacunkiem, poszanowaniem godności osoby ludzkiej, ale to już osobny temat. Uzurpują sobie prawo krytykowania wszystkich i wszystkiego, co nie jest zgodne z ich oglądem świata, moralności (a właściwie a-moralności), stylu życia itd. Biada jednak temu, kto odważy się krytykować i wytykać ich błędy. Wtedy już nie ma mowy o tolerancji, znoszeniu z cierpliwością i poszanowaniu podglądów i opinii innych. Wtedy w „ruch idą” określenia: „mowa nienawiści”, „homofob”, „katol”, „wsteczniak” itp. Nie sposób wymienić wszystkich określeń i epitetów, którymi te środowiska posługują się w swojej „mowie miłości”.
Nie poprzestają li tylko na utarczkach słownych. W celu zamknięcia ust „inaczej myślącym” wykorzystują również instrumenty prawne, wytaczają procesy, grożą karami, nasyłają kontrole (przykładem są tu np. działania podjęte przeciwko „szkołom przyjaznym rodzinie”) itd. Doświadczył tego i ks. abp Michalik, a teraz doświadcza tego ks. pof. Dariusz Oko, któremu ateiści chcą, a jakże w imię „tolerancji”, zamknąć usta.
Bojownikami o tak wypaczoną „tolerancję”, a może trzeba by już mówić o tolekracji, czyli siłowemu narzucaniu swoich ideologii, poglądów są m. in. prof. (sic!) Magdalena Środa, prof. (sic!) Jan Marek Hartmat i wielu innych. Ciekawe jest to, że są to często etycy, bioetyce, którzy powinni stać na straży „elementarnych norm moralnych”, którzy jednak sprzeniewierzyli się etosowi etyka i dążą do redefinicji fundamentalnych pojęć, takich jak małżeństwo, rodzina czy płeć.
Na zakończenie jeszcze raz powtórzę, nie ma tolerancji dla zła, nie wchodzi się w dyskusje i pakty ze złem. Nie zapominajmy, że zło, szatan, jest duchem o wiele bardziej od nas inteligentniejszym i potrafi omanić człowieka, zwieść go na manowce przedstawiając zło ubrane w szaty tolerancji. Dlatego św. Piotr Apostoł nie na darmo przestrzegał: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu!” (1P 5,8). Ta przestroga nic nie straciła na swojej aktualności.
Nie każda „tolerancja” jest tolerancją. Autentyczna tolerancja jest niewątpliwie wielką zaletą i powinien ja rozwijać w sobie każdy chrześcijanin. Ale jednocześnie trzeba dobrze się zastanowić, czy czasami nie zaczynam tolerować zła, przyklaskiwać mu i czy tolerancja nie stała się dla mnie bożkiem, któremu bezkrytycznie oddaję pokłon. Chrześcijanin jest wezwany do tego, aby mężnie przeciwstawiać się złu, stawać w obronie chrześcijańskich wartości. Nie można chować głowy w piasek, gdyż w takim przypadku staję się współwinnym grzechów cudzych.

[1] Słownik Języka Polskiego, M. Szymczak, red. Warszawa PWN , 1981.
[2] Zob. M. Fritzhand, O tolerancji, w: Studia Filozoficzne 1,1981,s.23-34.

dk. Jacek Jan Pawłowicz
dla portalu Fronda.pl
Anja39
nie ma przesady w tytułowym stwierdzeniu, że z tolerancji zrobiono wręcz bożka i uderza się nim we wszystkich, którzy nie tylko ośmielą się coś powiedzieć przeciwko tzw. „medialnym autorytetom”, ale nawet pomyśleć. W ten sposób wypaczono pierwotne znaczenie tego pojęcia. 👍