09:12
Środa Popielcowa. Od ciemnej grudki prochu, którą smolisz ręce, Z namaszczeniem rzuconej w Popielcową Środę - Cichutka radość wzbiera. O, rzuć prochu więcej, Na warkocz, na czuprynę, w książeczki, na …Więcej
Środa Popielcowa.

Od ciemnej grudki prochu, którą smolisz ręce,
Z namaszczeniem rzuconej w Popielcową Środę -
Cichutka radość wzbiera. O, rzuć prochu więcej,
Na warkocz, na czuprynę, w książeczki, na brodę...
Bo przecież od tej grudki - wiosna w drzwiach kościoła.

Będzie więcej spowiedzi i dobrych przyrzeczeń -
Wiele rzeczy skradzionych powróci w czas krótki -
A wszystko się rozpocznie po prostu od Środy,
I właśnie od popiołu... od smolącej grudki.

/ks. Jan Twardowski/
Slawek
«NIE UMIERAM, ALE WSTĘPUJĘ W ŻYCIE...»
Ludzie to jedyne stworzenia świadome nieuchronności swej śmierci. Wśród nich zaś, tylko wierzący wiedzą, że po śmierci nastąpi zmartwychwstanie. Jak Chrystus powstał z martwych, tak samo i my zmartwychwstaniemy. Święta Teresa z Lisieux, przed swoją śmiercią w wieku 24 lat, wyraziła to słowami:
Nie umieram, ale wstępuję w życie”.
Życie ma cierpki smak dla …Więcej
«NIE UMIERAM, ALE WSTĘPUJĘ W ŻYCIE...»

Ludzie to jedyne stworzenia świadome nieuchronności swej śmierci. Wśród nich zaś, tylko wierzący wiedzą, że po śmierci nastąpi zmartwychwstanie. Jak Chrystus powstał z martwych, tak samo i my zmartwychwstaniemy. Święta Teresa z Lisieux, przed swoją śmiercią w wieku 24 lat, wyraziła to słowami:
Nie umieram, ale wstępuję w życie”.
Życie ma cierpki smak dla niedowierzającego, gorzki – dla ateisty, natomiast w serce chrześcijanina wpisuje się ono szczęściem i radością wiary w Boga. Wiara jest darem Bożym, darem światłości, za który należy codziennie składać dzięki naszemu Panu.
Duszpasterz pewnego klasztoru żeńskiego zwykł powtarzać: „Zakonnica umiera jak dojrzały owoc; odchodzi z całą prostotą. Bóg zabiera ją do siebie jak owoc, który jest już gotowy, aby oderwać się od gałęzi swego drzewa.”
Naturalny aspekt śmierci zostaje uwydatniony w klasztorach przez rodzaj pochówku: na przykład trapiści grzebią swoich braci bezpośrednio w samej ziemi (odzianych w habity), natomiast kartuzi – w bezimiennych grobach. Wyraża to prostotę, a nawet radość, z jaką przyjmowana jest przez nich śmierć, nie dla pogardy ziemskiego życia, ale dlatego, że wszelkie ludzkie życie jest przygotowaniem do wieczności, do spotkania z miłującym Stwórcą, naszym Ojcem w niebie.
Jak pisał św. Augustyn: Umierać zaczynamy już w chwili przyjścia na świat”. Nikt nie uniknie śmierci. Ilu jednak próbuje żyć tak, jakby śmierć ich nie dotyczyła, jak gdyby istniała tylko dla innych ludzi! Wszyscy wiemy, że musimy umrzeć, większość z nas jednak usiłuje ignorować tę prawdę. Inaczej jest w przypadku skazańców, którzy oczekują swej egzekucji. 29-letni Jacques Fesh, skazany na śmierć za zbrodnię popełnioną dla motywów rabunkowych, ścięty w 1954, przed swoją śmiercią doznaje niezwykłej przemiany duchowej pod wpływem Marty Robin, stygmatyczki z Ogniska Miłości w Châteauneuf-de-Galaure. W nocy poprzedzającej wyrok, Fesch pisze w swoim dzienniku: Za pięć minut zobaczę Jezusa!”Jego wiara w rekordowym czasie osiągnęła stadium dojrzałości.
ODWAŻNIE PODEJŚĆ DO ŻYCIA
Na początku „Ćwiczeń duchownych” św. Ignacego Loyoli znajdujemy nawiązanie do ostatnich chwil ziemskiej egzystencji człowieka. Święty usiłuje nam pokazać, co powinniśmy zrobić z naszym życiem, aby podobać się Panu. Dzięki poświęceniom, stajemy się otwarci na obecność Bożą. Powinniśmy umieć odmawiać sobie wielu rzeczy, aby w pełnej wolności zwrócić się ku Niemu; odrzucić to, co niepotrzebne, czego nie zabierzemy ze sobą do grobu. Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę”– mówi Hiob (Hi 1,21). Jako ludzie, mamy naturę „gości i pielgrzymów na tej ziemi” (por. Hbr 11,11). Nie jesteśmy zwykłymi, nic nie znaczącymi przechodniami, ale pielgrzymami, którzy wiedzą, że u końca ich drogi czeka Ojciec, Ten, który jest Miłością. Miłość zaś „nigdy nie ustaje” (1 Kor 13,8).
Patrząc na zdjęcie zmarłej Teresy z Lisieux, widzimy na jej twarzy uśmiech wypisany nadprzyrodzonym światłem, odblask życia wiecznego, przekonujący o tym, że naprawdę „wstąpiła w Życie” wieczne.
Istotnie, do życia wiecznego zostały stworzone zarówno nasze ciało, jak i dusza. Poszukiwanie raju jest tak głęboko zakorzenione w naszych sercach, że doświadczamy tęsknoty za człowieczeństwem, które nie było stworzone dla choroby, rozkładu i śmierci, a utraciło swój przywilej z powodu grzechu pierworodnego i wszystkich naszych grzechów osobistych, jakie nas w tym pierwszym grzechu „utwierdzają”. W ludzkich sercach mieszka nostalgia za utraconym rajem. W tym właśnie znaczeniu, grzech pierworodny, z całą odrażającą asystą wywodzących się od niego grzechów, są pochodną cudownego, a zarazem niebezpiecznego daru wolności, którą Bóg obdarzył człowieka po jego pierwszym upadku. „Przez jednego człowieka grzech wszedł na świat” (Rz 5,12).
W innym miejscu św. Paweł powiada: „Dlatego właśnie udręczeni wzdychamy, pozostając w tym przybytku, bo nie chcielibyśmy go utracić, lecz przywdziać na niego nowe odzienie, aby to, co śmiertelne, wchłonięte zostało przez życie” (2 Kor 5,4). Umrzeć, to utracić doczesny przybytek.
Ciało, tak cenne w naszych oczach, obróci się w proch. „Prochem jesteś i w proch się obrócisz” – powiada kapłan, posypując popiołem głowy wiernych w środę popielcową (por. Koh 3,20 i 12,7).
MOJE OBECNE CIAŁO ZMARTWYCHWSTANIE
W niebie nie otrzymamy nowych ciał, to nasze ziemskie ciała powstaną z martwych. Zostaną przyjęte do wiecznej chwały Raju, oczyszczone z wszelkiej zmazy grzechu. Będą wyglądać tak, jak za naszego życia, nie zaś tak, jak szczątki podlegające rozkładowi po śmierci. Ciało jest żywe tylko dlatego, że mieszka w nim dusza, która nadaje mu tożsamość. Zwłoki Lenina w mauzoleum na Placu Czerwonym w Moskwie nie są już ciałem, lecz mumią. Ciało jest ciałem tylko wtedy, gdy żyje życiem obecnej w nim duszy. To, które połączy się z nią w wieczności, będzie ciałem chwalebnym, nieśmiertelnym, bo wyniesionym do chwały przez Boga.
Zgodnie z nauką Kościoła, jedynymi, którzy uniknęli śmierci niszczącej ziemski „przybytek”, są Jezus Chrystus i Jego święta Matka, Maryja. Ciała, jakie posiadają w niebie, są tymi samymi, w których przebywali na ziemi.
Jezus, Syn Boży i Maryja Niepokalana są wolni od najdrobniejszej zmazy grzechu. Nasze ciała zwykłych ludzi śmiertelnych, zostaną złożone do grobu, rozpadną się i obrócą w proch. Perspektywa ta tłumaczy lęk przed śmiercią, która pozostaje nieunikniona, chociaż chcemy jak najdalej odsunąć ją w czasie. Nawet bardzo zaawansowani wiekiem ludzie wierzący, mają zwyczaj błagać Boga o odroczenie śmierci jeszcze o kilka lat... Ciało nie jest grobem, więzieniem dla duszy, ale jej mieszkaniem. Z pewnością umrze i wróci do ziemi, nie na tym jednak koniec... Przejdzie ono do stanu chwalebnego i nieśmiertelnego, a prawda ta jest przedmiotem naszej wiary i podtrzymuje nas na duchu.
Przejście od śmierci do zmartwychwstania jest jednak burzliwym procesem, o którym teologia chrześcijańska (szczególnie św. Tomasza z Akwinu), nigdy nie zapominała i którego nie starała się przedstawiać w złagodzony sposób. Nasza wiara głosi, że po oddzieleniu duszy od ciała zajdą istotne zmiany w naszej relacji z Bogiem: uszczęśliwiające wstąpienie we wspólnotę świętych, na poziomie nieskończenie głębszym niż wyobrażaliśmy sobie to na ziemi. Ta pewność wiary zmniejsza nasz metafizyczny lęk przed byciem duszą pozbawioną ciała, ale nie jest w stanie całkowicie nas od tego lęku uwolnić. Dlatego, tak ważną posługą jest towarzyszenie umierającym. Bóg przygotowuje do śmierci, owego wielkiego cierpienia, duszę wierzącego, który pokłada w Panu swoją ufność.
Przeraża nas perspektywa utraty ciała, wyzbycia się go wskutek śmierci. Będzie to powrót nie do łona matki, ale pod powierzchnię ziemi.
Niektórzy paradoksalnie usiłują „walczyć” ze śmiercią chorych, za których są odpowiedzialni, dokonując rozpaczliwych i bezsensownych zabiegów terapeutycznych lub wręcz przeciwnie – eutanazji, w chwili, gdy terapia wydaje się niepotrzebna. Jest to moment, w którym wiara chrześcijańska powinna złożyć świadectwo nadziei w społeczeństwie tragicznie jej pozbawionym; świadectwo łagodności i pogody ducha, które nie jest rezygnacją w obliczu wyroków bezosobowego losu, ale akceptacją nieuniknionego końca przychodzącego z ręki Bożej, naturalnego i pewnego. Ta pogoda ducha powinna pomóc wierzącemu złożyć wyznanie Hioba:
Dał Pan i zabrał Pan, niech będzie imię Pańskie błogosławione”(Hi 1,21).
Dobrze, że w dziedzinie opieki paliatywnej zaczęto poszukiwać środków przeciwbólowych, które nie pozbawiałyby chorego świadomości, jak ma to miejsce po niektórych lekach (czyni się to raczej ze względu na personel niż na chorych). Podawanie takich środków pozwala choremu pozostać sobą i zachować jasność umysłu. Odebranie człowiekowi świadomości śmierci, to oddanie mu złej przysługi. Dać umierającemu wszystko, co może przynieść mu ulgę i pozwolić przyjąć śmierć bez wyobcowania z powodu bólu, to oszczędzić mu zniewolenia i uczucia, że jest „podczłowiekiem”.
Pewien znany mi kapłan opiekował się osobami chorymi na raka, otoczonymi opieką paliatywną, a dzięki temu mógł asystować przy ich odejściu z tego świata, świadomym i chrześcijańskim. Nie byli oni całkowicie ubezwłasnowolnieni przez cierpienie, dzięki czemu ich śmierć stawała się bardziej ludzka.
To, co najważniejsze w ludzkim życiu to miłość, która przyświeca mu od początku aż do jego końca. Ten, kto miał serce o pojemności naparstka, otrzyma w zamian równie mało miłości; ten, czyje serce było głębokie jak ocean, zostanie napełniony oceanem miłości Boga. Poza granicami ziemskiej rzeczywistości otrzymamy doskonale sprawiedliwą nagrodę za nasze czyny.
Św. Augustyn pytał:Jaki ciężar miłości posiadamy odchodząc z tego świata?”
Oto kluczowe pytanie, jakie powinniśmy sobie zadawać nie tylko w chwili śmierci, lecz także w ciągu całego życia. Jeśli na swoje nieszczęście odwróciliśmy się całkowicie od Miłości, ceną jaka zapłacimy, będzie potępienie. Powinno to wzbudzać u każdego chrześcijanina refleksję nad własnym postępowaniem, którą łatwo przeprowadzić za pomocą rachunku sumienia, dokonywanego codziennie wieczorem i pod koniec każdego tygodnia. Jeśli dołączymy do tego sakrament pokuty przyjmowany co najmniej raz w miesiącu, nic bardziej nie przyśpieszy naszego dążenia do osobistej świętości.
René Lejeune

🤗 🙏 😇
mkatana
Starzejemy się i przyzwyczajamy się do naszych wad, naszych grzechów, przestajemy na nie reagować, zauważać je nawet.
Środa Popielcowa zaczyna czas, kiedy możemy to sobie z pomocą łaski Bożej uświadomić.
Bóg przecież nie chce naszej zguby.
Nie chce śmierci grzesznika, lecz żeby się nawrócił.
Otrzymujemy kolejną szansę.
Kolejną szansę.
Ks. Twardowski napisał:
"nie pisz
że los ciebie kopnął
nie …
Więcej
Starzejemy się i przyzwyczajamy się do naszych wad, naszych grzechów, przestajemy na nie reagować, zauważać je nawet.
Środa Popielcowa zaczyna czas, kiedy możemy to sobie z pomocą łaski Bożej uświadomić.
Bóg przecież nie chce naszej zguby.
Nie chce śmierci grzesznika, lecz żeby się nawrócił.
Otrzymujemy kolejną szansę.
Kolejną szansę.

Ks. Twardowski napisał:
"nie pisz
że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka – to otwiera okno."
Panie Jezu, gdzie jest to okno?
mkatana
Rozpoczynamy okres Wielkiego Postu w Środę Popielcową
od posypania głów popiołem, który jest znakiem przemijania
i prawdy, iż człowiek z prochu powstał i w proch się obróci.
Człowiek z głową posypaną popiołem idzie drogą życia,
by osiągnąć swój cel.
Wolnyczlowiek
👍 😇 🤗