WIERZE UFAM MIŁUJĘ

„W KAŻDEJ CHWILI MEGO ŻYCIA WIERZĘ, UFAM, MIŁUJĘ” — ZOFIA KOSSAK-SZCZUCKA

  • Słowo Boże na dziś

  • NIC TAK NIE JEST POTRZEBNE CZŁOWIEKOWI JAK MIŁOSIERDZIE BOŻE – św. Jan Paweł II

  • Okaż mi Boże Miłosierdzie

  • JEZU UFAM TOBIE W RADOŚCI, JEZU UFAM TOBIE W SMUTKU, W OGÓLE JEZU UFAM TOBIE.

  • Jeśli umrzesz, zanim umrzesz, to nie umrzesz, kiedy umrzesz.

  • Wspólnota Sióstr Służebnic Bożego Miłosierdzia

  • WIELKI POST

  • Rozważanie Drogi Krzyżowej

  • Historia obrazu Jezusa Miłosiernego

  • WIARA TO NIE NAUKA. WIARA TO DARMO DANA ŁASKA. KTO JEJ NIE MA, TEGO DUSZA WYJE Z BÓLU SZUKAJĄC NAUKOWEGO UZASADNIENIA; ZA LUB PRZECIW.

  • Nie wstydź się Jezusa

  • SŁOWO BOŻE

  • Tak mówi Amen

  • Książki (e-book)

  • TV TRWAM

  • NIEPOKALANÓW

  • BIBLIOTEKA W INTERNECIE

  • MODLITWA SERCA

  • DOBRE MEDIA

  • Biblioteki cyfrowe

  • Religia

  • Filmy religijne

  • Muzyka religijna

  • Portal DEON.PL

  • Polonia Christiana

  • Muzyka

  • Dobre uczynki w sieci

  • OJCIEC PIO

  • Św. FAUSTYNA

  • Jan Paweł II

  • Ks. Piotr Pawlukiewicz

  • Matka Boża Ostrobramska

  • Moje Wilno i Wileńszczyzna

  • Pielgrzymka Suwałki – Wilno

  • Zespół Turgielanka

  • Polacy na Syberii

  • SYLWETKI

  • ŚWIADECTWA

  • bEZ sLOGANU2‏

  • Teologia dla prostaczków

  • Wspomnienia

  • Moja mała Ojczyzna

  • Zofia Kossak

  • Edith Piaf

  • Podróże

  • Czasopisma

  • Zdrowie i kondyncja

  • Znalezione w sieci

  • Nieokrzesane myśli

  • W KAŻDEJ CHWILI MOJEGO ŻYCIA WIERZĘ, UFAM, MIŁUJĘ.

  • Prezydent Lech Kaczyński

  • PODRÓŻE

  • Pociąga mnie wiedza, ale tylko ta, która jest drogą. Wiedza jest czymś wspaniałym, ale nie jest najważniejsza. W życiu człowieka najważniejszym jest miłość – prof. Anna Świderkówna

  • Tagi wpisów

    A.Zybertowicz A.Świderkówna Anna German Bł.K. Emmerich Bł. KS. JERZY Bł.M.Sopoćko Dąbrowica Duża Edith Piaf Jan Pospieszalski Jarosław Marek Rymkiewicz kard.Stefan Wyszyński Kardynał H. Gulbinowicz Kijowiec Kodeń Koniuchy ks.A.Skwarczyński Ks.Tymoteusz M.Rymkiewiecz Prof.Kieżun tv media W.Cejrowski Z.Gilowska Z.Kossak Z.Krasnodębski Św.M. Kolbe Żołnierze wyklęci
  • Cytat na dziś

    Dostęp do internetu ujawnia niewyobrażalne pokłady ludzkiej głupoty.

UŁANI JAZŁOWIECCY – DOROCZNY PATROL UŁANÓW JAZŁOWIECKICH DO KLASZTORU W JAZŁOWCU

Posted by tadeo w dniu 8 czerwca 2012


Spełniając prośbę rtm. Zygmunta Godynia, redaktora „Przeglądu”, który, apelując o artykuł, wyraził się: „aby pamięć o tym nie zaginęła”, zebrałem dostępny mi materiał do opracowania jednej z najpiękniejszych kart tradycji 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich, związanej z kultem do Matki Bożej Jazłowieckiej. Na materiały te złożyły się wyjątki z komunikatów Koła Półkowego oraz relacje i wspomnienia byłych uczestników patrolu: płka Stefana Starnawskiego, rtm. Gerarda Korolewicza, rtm. Władysława Tychanowicza i rtm. Zbigniewa Żurowskiego.

Szczególnym dowodem tego kultu był „Patrol Jazłowiecki’. O tym patrolu, jako ciekawym zjawisku powiązania życia żołnierskiego z życiem klasztoru, chciałbym przede wszystkim przypomnieć.

Początków powstania i przyczyn samego kultu szukać należy jeszcze w szarży pod Jazłowcem, w czasie walk 1919r. W rzeczywistości nie była to – w pojęciu klasycznym – jedna szarża, lecz trzydniowa bitwa, w czasie której szarżowano wielokrotnie, a która, pod nazwą boju pod Jazłowcem, weszła do kart historii pułkowej.

Wśród uczestników tego boju żywa była legenda, że … „w najkrytyczniejszej chwili walki z przeważającymi siłami wroga, nad klasztorem, w wieńcu białych obłoków, zjawiła się jasna postać Najświętszej Marii Panny, okrywająca płaszczem klasztor, a z dłoni Jej spływały ku ziemi snopy jasno-złocistych promieni, obejmujące ułanów, którzy w aureoli tych promieni szli do swej decydującej szarży”.

Jednym z tych, który jakoby widział to zjawisko, był ułan-ochotnik 2-go szwadronu Władysław Nowacki*. W obliczu katastrofy ślubował, że po szczęśliwym zakończeniu wojny powróci tutaj do klasztoru, by osobiście złożyć hołd Niepokalanej.

Po zawieruszy wojennej, już jako porucznik, Nowacki przepojony kultem do Matki Boskiej Jazłowieckiej, postanowił wypełnić ślub i złożyć jej hołd, choć w dość niezwykły sposób. Jak to się odbyło pozwalam sobie zacytować relację ówczesnego dowódcy szwadronu, późniejszego płka Kazimierza Plisowskiego.

„Działo się to w 1925r., w brzasku zimnego, jesiennego poranka, kiedy Lwów spoczywał jeszcze we śnie, a brać ułańska w koszarach Łyczakowskich mocno dochrapywała ostatnie kwadranse przed pobudką. Z bramy koszarowej pułku wymknął się ułan w pełnym, żołnierskim rynsztunku bojowym, na pięknym, mocnym szpaku (a nazwa rumaka brzmiała „Mocny”). Jesienny wietrzyk lekko poruszał proporczykiem na lancy, trzymanej silną dłonią ułańską. Koń idący raźnym stępem, ułan o pięknym dosiadzie i jakimś specjalnie skupionym wyrazie oblicza – stanowił piękny obrazek.

Nic dziwnego, bo właśnie był to porucznik Nowacki, który w duszy i sercu wiózł w darze to, co miał najcenniejszego – wierność i miłość ułana Jazłowieckiego dla Najjaśniejszej Panienki Jazłowieckiej. Wiózł, by dar swój złożyć u jej stóp w kaplicy Klasztoru Jazłowieckiego.

Por. Nowacki odbył marsz swój do Jazłowca, odległego o 150km od Lwowa, konno, sam, bez luzaka. Na noclegi zatrzymywał się gdzieś w odosobnionych zagrodach wiejskich.
Swojego ukochanego towarzysza, „Mocnego” sam czyścił i karmił. Na wszelkie uprzejme zaproszenia okolicznego ziemiaństwa, jak też za proponowaną pomoc za strony ludności, serdecznie dziękował, lecz jej nie przyjmował.

Wielkie zdziwienie a zarazem poruszenie wywarło przybycie na podwórzec klasztorny w Jazłowcu samotnego ułana Jazłowieckiego. Gdy dowiedziano się, w jakim celu przybywa, wzruszenie opanowało obecne siostry klasztorne. Niespodziewany gość był przyjęty ze czcią i wielkim uznaniem.

Dnia następnego została odprawiona uroczysta msza św. na intencję pułku. Por. Nowacki odbył spowiedź i przystąpił do komunii świętej. Po mszy, por. Nowacki złożył jako votum lancę z proporcem Jazłowieckim i tekst Modlitwy Ułana Jazłowieckiego**. Lanca została umieszczona przy ołtarzu, tuż obok statuły Matki Boskiej Niepokalanego Poczęcia.

Następnego dnia por. Nowacki wyruszył w drogę powrotną, odbywając ją w tych samych warunkach jak do klasztoru. Dopiero po powrocie zameldował o powodach swej kilkudniowej nieobecności w pułku.

O tym, jak serdecznie i z jakim szacunkiem witany był w pułku, opisywać nie będę. Ten piękny, głęboki w swej treści czyn por. Nowackiego został przyjęty przez pułk i zaliczony do tradycji pułkowej.

Odtąd co roku, na dzień 8 grudnia, udawała się delegacja do klasztoru Jazłowieckiego. W skład delegacji wchodzili w pierwszym rzędzie oficerowie najmłodszej promocji oraz ułani najmłodszego rocznika. Por. Nowacki, wyruszając ze Lwowa do Jazłowca, nie wiedział o tym, że wypełniając swoje ślubowanie, spełnia równocześnie wizje zakonnicy.

W kronice klasztoru SS. Niepokalanek w Jazłowcu istnieje zapisek pod nazwą: „Wizja zakonnicy”. Czytamy tam, że na kilkanaście lat przed wybuchem I Wojny Światowej, wtedy gdy jeszcze mało kto śmiałby myśleć o upadku Habsburgów, gdy białe siostry, cichsze niż myślenie, szły jak co dzień na poranne modły do kaplicy, wypadła ku nim wzburzona, biała jak one, mistyczka gorąca patriotka.

„widziałam ich we śnie – mówiła przejęta. Jak żywi. Wjeżdżali tu na dziedziniec. Na pewno polscy ułani! Poznałam ich po czapkach. Mieli chorągiewki na lancach. Na pewno polscy ułani!”

Dla podtrzymania powstałej tradycji, co roku wyruszał ze Lwowa do Jazłowca patrol. Skład patrolu regulował rozkaz dowódcy pułku, wyznaczający imiennie uczestników. W skład jego wchodzili:

– oficerowie najmłodszej promocji (w tym dca patrolu);

– inni oficerowie, różnych stopni, nowo do pułku przydzieleni (ta grupa wyjeżdżała do Jazłowca pociągiem);

– dwaj trębacze;

– po dwóch (najlepszych) ułanów z każdego szwadronu.

Wyjeżdżali z takim wyliczeniem, aby przybyć do Jazłowca wieczorem 7-go grudnia. Jeden z uczestników patrolu dzieli się z nami wspomnieniami, które poniżej przeczytamy.

„… Od wczesnego ranka są w marszu. Lesiste wzgórza przesłoniły „słup graniczny” Lwowa – Czartowską Skałę. Droga wije się, raz w górę, raz w dół, i znów pod górę. Po zmarzłej drodze stukocze wartki kłus. Podkowy krzywo stają na chropowatej grudzie. Odpryskują odbite hacelami grudki. Konie kiwają łbami, czasem ślizgają się. Ludzie i konie wchłaniają nozdrzami mroźne powietrze. Ułani miarowo unoszą się w siodłach. Nad łbami koni pasma jasno-żółtych otoków. Jeszcze wyżej łopocą proporce u szczytów lanc.

Pierwszy z nich zwalnia, odwraca na ułanów młodą, zarumienioną twarz. Kłębem pary buchnęła garść słów komendy: Stę – pem!

Jada po obu stronach drogi. Z podświadomości jednego z trzech podporuczników wróciło echo niedawnej rozmowy…- „Mówię Panu zupełnie poważnie. Nawet zazdroszczę Panu, że ma Pan przed sobą to, co ja przeżyłem dwa lata temu”. Mówił to wczoraj ten barczysty porucznik, kpiarz i zawadiaka.

Nieprawdopodobna pielgrzymka. Coś tak szczególnego, jak obok, na Wołyniu, zabłąkane z Azji, kwitnące azalie. Myśl przeplotły słowa dowódcy pułku, kiedy ich wyprawiał: „Poznacie jedna z najwspanialszych tradycji kawalerii … Będziecie dumni, że nosicie nasze barwy. Będziecie godni tych, co wtedy, za ten klasztor, za Podole, i nie Tylkowa same Podole…”

W głębokiej koleinie koń się potknął. Jeździec instynktownie oddał mu wodze. Dalej snuła się myśl. On – obcy. Niedawno rzucony w te strony – tylko rozkazem. Dwaj inni to synowie tej ziemi. Obecnie zbliżał się do czegoś, czego jeszcze nie pojmował w głębi.

Gdzieś ze środka węża, czerniawy ułan przełknął ślinę i zagadał swego sąsiada, ze szwadronu szlachty zagrodowej. Mówił swoim polsko-rusińskim dialektem.

„Ta, czy to prawda, szczo wasz porucznik bude babie raport zdawać?”. „Każe prawda – odparł zapytany – ta tylko, że to nie baba, a Matka Henerałowa”. Ułan chwilę milczał, a potem znów zapytał: „A jaka ona Henerałowa, taj bez wojska?” – „Ta ty, jak widzę, ciłkom durnyj! Ty nic nie uważał, albo spał, jak nasz porucznik wszystko mówił na ostatnim pohadanku. Ta ty pewno też nie znajesz, dlaczego u nas w pułku insze modlitwy spiwajuł jak w cały wojsku?”.

Znowu puścili się w ostry kłus. W Przemyślanach, na rynku, jakiś polityczny wiec. Wcięli się w tłum, ubrany w kożuchy i czarne baranice. Rozstępują się przed piersiami kasztanów. Smagłe chłopy spoglądają spodełba na zbrojny patrol. Ocierają się o siebie synowie jednej ziemi: ci w rogatywkach i ci w kożuchach.

Blisko zmierzch. Tylko patrzeć kiedy ukaże się dwór. Już tam majaczą światła. Spodziewają się ich. A później, na dobranoc, pani domu powie im: „Jutro nie będzie trzeba panów budzić. Zobaczycie! Każdy sam się zrywa. Tak z niecierpliwości”.

Z pierwszego noclegu wstąpili w puszystą ponowę. Skrzysto było i kopnie. Za jarem Zgniłej Lipy wzgórzyście i leśno. Został się z nimi Narajów. W jarze Złotej Lipy – Brzeżany. Za miastem uderzyły w oczy stawy. Z dala nieme, z bliska – szumiące i wzburzone. Ostatni bunt wody, którą w twardź skuje krzepnący, siwy mróz.

Został zamek Sieniawskich. W koło wstaje przeszłość. Stara, największa z hetmańskich dni – twierdza. Tędy chadzali twórcy potęgi. Otwarty, czarowny kraj, rycerska szkoła pokoleń. Na noc w lutiatyckim dworze. Śmieje się do nich chłopiec, syn ułańskiego pułkownika. Chce iść w ślady ojca…

Trzeci dzień, jak wczoraj, biały i mroźny. Z Podhajec, doliną, podchodzili w górę. Gdy weszli na wierchowinę, zobaczyli płaskowzgórze, równe, dalekie. Serce bije mocniej. Chciałoby się prędzej, prędzej. Nie wytrzymał, dał znak – w galop! Potem doliną Koropca. W Monasterzyskach postój na rynku. Blisko siebie – kościół i cerkiew. Z hojności jednej ręki, jednakowo barokowe, jak bratnie konary tego samego pnia.

Już w mroku podjeżdżali do Jezierzan. Spóźnieni! Zaraz rozwidli się droga. Do wsi pojechałbyś prosto, do dworu – aleją starych akacji. Kilkoma oknami jaśnieje dom. Spodziewają się ich również. Będą, jak na minionych etapach, pokazywać im w książce domowej podpisy tych z poprzednich patroli. Już zatroszczono się o konie i ludzi.

pałac Błażowskich - klasztor

Pod belkowym stropem jadalni przeplątają się z mundurami państwo Dwerniccy i ojciec pani domu, dawny właściciel. Może umyślnie dziś przybył w odwiedziny. Dwaj chłopcy siedzą najniżej. Patrzą w oficerów jak w tęczę. Trzy pokolenia!

Pan Dwernicki objaśnia: „Starszy pójdzie do 2-go Ułanów, w barwy pradziadka, młodszy – w ślady ojca, do naszego pułku”. Po kolacji zaczyna się oglądanie pamiątek. W gabinecie – panorama Stoczka, a pod nią na krzyż: karabela i szabla. Obie po generale. Dalej, portret generała na siwym Drabczyku. Tu, białe sukno z rabatów munduru, tam, plik pożółkłych listów. „Korespondencja z Lafayetem” – objaśnia pan domu. Długo w noc gwarzyli przy kominku. Ujmujący, straszny pan rozgadał się, rozpamiętywał… Pierwszy sejm, mrzonka autonomii Galicji… „Walczyliśmy o pełne przyłączenie. Nie dopuszczaliśmy nawet do pozoru oderwania!”

Rano opuszczamy gościnny dom. Dopiero teraz spostrzegli, że nowy i że stoi na części podmurówki po starym. Tu nie pierwszyzna – odbudowywać. Odprowadzają ich trzej Dwerniccy. Każdy towarzyszy jednemu z gości. Ojciec jedzie pierwszym, a za nim małe figurki synów. „Ja tez pojadę tą trasą” – rozgadał się młodszy, gdy w tem ogromna gałąź zsunęła go z siodła. „Panie poruczniku, proszę mi pomóc…, prędko”. Gramoli się już wyprostowany. „Ale proszę, niech Pan nikomu o tym nie opowiada” – pochyla się zarumieniona buzia chłopaka. Za chwile zegnają się. Obaj chłopcy Śmieja się i kiwaj ręką za jadącymi w białą płaszczyznę.

A teraz wprost na Buczacz! Nad nimi, na prawo, folwark, wyżej – bryły ruin zamku. Mijają oblodzoną studzienkę. Narosła na niej fantastyczna, szklana piana. Jakaś okutana kobiecina ślizga się ku niej. Na koromyśle dyndają wiadra. Nagle bach! Upadła! „Zapatrzyła się na nas” – wybuchają śmiechem ułani.

Teraz pójdą równolegle do Strypy. Już ostatni skok. Czerni się daleki, zwarty las. Tam Jazłowiec! Rośnie świadomość bliskości niezwykłego zetknięcia. W prowadzącym wzbiera ona najsilniej. „Chłopcy” – Odwraca się dowódca. „Teraz zrobimy próbę odpowiedzi Matce Generalnej. No, tak jak was uczyli” … „Czołem ułani!” „Czołem Matko Henerałowo!”. – „Źle! Generalna! Nie Henerałowa! Jeszcze raz!”. Odpowiedzieli jak poprzednio.

„Nie rozumieją różnicy” – mruknął młody oficer do kolegów. „Dla nich Henerałowa i koniec”.

„A takoj bude baba odbirały” – myślał ułan w środkowej trójce, ale już nie śmiał pytać sąsiada.

Już niedaleko. Niżej błysnęły blachy pokryć klasztornych budynków.

„Stój! Z koni! Poprawić siodłanie, sprawdzić troczenie, rozwinąć proporce!”.

Wkrótce przesunęli się przez miasteczko i zaczęli podchodzić pod górę. Minęli kapliczkę z posągiem Jazłowieckiej. Jakby wyszła im naprzeciw, na wzgórek. Teraz już szli przez czeluść obronnej bramy. Kasztany ślizgają się. Chyba idą fosą, bo w drugiej wieży, pod herbami, wyraźna brama. Spoczywa wysoko. Musiał być ku niej podjazd lub zwodzony most.

W dowódcy patrolu łomocze serce, aż sam się dziwi. On, zawsze pewny siebie przed frontem ułanów, nigdy nie stropiony żadnym egzaminem, żadnym generałem, spokojnie rozmawiający z Prezydentem R. P. i Naczelnym Wodzem, teraz prawie drżał na myśl, że ma złożyć raport – kobiecie.

Weszli trójkami na dziedziniec. Na przeciwległym murze – posąg Niepokalanej. Dwie bramy po bokach. Jadą wprost. Wtem ciężka brama rozpękła się i… otworzyła się pomalutku. Z ciszy, jakby nieziemskie – wyszły… Niby zjawy – białe i błękitne. Szły ku nim płynnie, jak z obrazu.

„Patrol – stój”. Błysnął szablą. „Baczność! Lance, szable – w dłoń! Pre-zen-tuj – broń! Na prawo – patrz!”.

Stali naprzeciw siebie. Kobiety i mężczyźni. Nie! Niepokalanki i – ułani. Nie! Coś więcej! Dwie idee. Dwa symbole. Dowódca podjechał ku bramie. Zalśnił salutem szabli.

„Matko Generalna!” – rzucił ku biało błękitnej grupie. „Podporucznik… (serce waliło jak młotem, czuł, że dopiero mówiąc swe nazwisko, opanowuje drżenie głosu) 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich melduje posłusznie… (pewnym już teraz i opanowanym głosem wyrąbał skład patrolu), aby tradycji stało się zadość”.

Znów zamigotał srebrem głowni. Podniosło się na nich spojrzenie surowej, suchej, kobiecej twarzy.

„Czołem ułani!” – rzekł stanowczy, kobiecy głos. W mury, gromko uderzyła chóralna odpowiedź.

„Dowódca patrolu!” – ozwał się z grupy inny żeński głos – „z konia do mnie!”. Siostra Laureta, niegdyś kapral z obrony Lwowa, stała przy matce generalnej wysmukła, prosta, omal żołnierska. Jedno za drugim, sprawnie padały zlecenia. Lance ustawiono przy figurze. Kwatera w skrzydle, u kapelana. Kilku odprowadziło konie. Jeden został z karabinami, tylko przy szablach wrócili na dziedziniec.

Brama, zamknięta dla świata, nieprzekraczalna, z papieskiej wyjątkowej dyspensy dla nich jednych, jedynych – o-twar-ta! Prowadzi siostra Laureta. Przeszli koło furtianki. Z wolności – w zamknięty świat. W korytarzach głucho słychać ich krok i brzęk ostróg.

Na piętrze – boczna nawa kaplicy. Półmrok i cicho. Nie widać dobrze głównego ołtarza. W konfesjonale majaczy postać białego ojca-kapłana. Klękają kolejno. Są szczególnie przygotowani…, zdrożeni pielgrzymką…, skupiona myśl…, szept. Nagle doleciał szelest. Tam wchodzą zakonnice i wychowanki. Nie widać ich, ale wyczuwa się ich obecność. Kaplica napełnia się.

Idą do konfesjonału, po jednemu, przed główny ołtarz. Wchodzą z nawy przed kobiecy tłum. Przesuwają się i klękają przed NIĄ! Stoi przed tabernakulum, w ołtarzowej niszy, biały posąg w błękitnym płaszczu. Pełga płomień wiecznej lampy. Wokół szaro i skromnie. Nawet giną w niszy dwa barwne proporce. To z szarży – wota Nowackiego. Jeden wyraźnie rozdarty kulami. Wśród wotów, po bokach, Znak Pułkowy. A tam, „Krzyż Walecznych”? Nie. To siostry Laurety – „Orlęta”. Za plecami wstaje głos chóralnej modlitwy w obliczu Niepokalanej, stojącej w aureoli – tu, w pobliżu postrzelanych proporców.

A nazajutrz – słoneczny, grudniowy dzień. Kaplica pełna bieli. Jakbyś z dworu wniósł niewieści śnieg. Pierwsze, ozdobione zakonnym błękitem. Przed nimi, na białym, ciężkim fotelu – Matka Generalna. W prezbiterium – front ułanów. Wysunięci do przodu trzej młodzi podporucznicy, nowicjusze pułku. Przed nimi, specjalnie przybyły ich dowódca.

Żołnierskość, wprowadzona w kult. W gorejącej jaźni ich wspólny zwornik – posąg Niepokalanej. Myśl śledzi mszę białego kapłana… I kiedy szedł od nich ku balaskom, gdzie klęczały białe habity, pochylał się przed każdą z nich. Przyjmują ten sam Pański Chleb.

zamek i klasztor od str. Nowosiółki

I teraz trzema męskimi głosami rzucili w stropy swoją silną pieśń. Jak wtedy tamten, co tu melodię złożył – razem z proporcami. Po kilku tonach wzmogli ją ułani, a potem rozbrzmiał dźwięk organów i potężny chór:

Do Cię swe modły zanosim ułani:

Odwróć, ach odwróć los nasz srogi.

I by radosną była jako uśmiech dziecka,

Spraw to najświętsza panno Jazłowiecka.

Kończyli gromko:

Daj, by ułana ostatnim westchnieniem

Było – móc polec, polec w Jej potrzebie,

Aby Jej strzała nie tknęła zdradziecka

Spraw to najświętsza Panno Jazłowiecka.

Teraz podeszły białe nowicjuszki. Młode jak oni. Jarzące gromnice w rękach, opuszczone oczy. Ślubują! Mówią swe imiona: „Ja…, z własnej, nie przymuszonej woli.” – stanowczo i pewnie wypowiadają słowa. Skłon głowy przed Matką Generalną, której przeźroczyste ręce spoczywają na poręczach białego fotela. Jedna po drugiej, z łaski swej wewnętrznej mocy, którą daje im wiara. Dopełnia się!

Jakże niezwykła jest ta chwila. Przeczuci kiedyś przez jedną z takich białych sióstr, stoją tu żywym wcieleniem jej fantastycznej wizji. Stoją jak tamten, co ślubował w szarży, wybrany duchem zmarłej do zniszczenia snu.

Dwa profile, oba surowe. Dwie dyscypliny, obie z własnej, nie przymuszonej woli. Obie z zapału! Splatają się w jeden zgodny warkocz – w niespożyte PRZYMIERZE!”.

Przeczytaj także:

Jazłowiecka Biała Pani

Modlitwa Ułana Jazłowieckiego

autor:  Łukasz Sałaciński

http://www.dobroni.pl/rekonstrukcje,ulani-jazlowieccy-doroczny-patrol-ulanow-jazlowieckich-do-klasztoru-w-jazlowcu,1611

Komentarzy 7 to “UŁANI JAZŁOWIECCY – DOROCZNY PATROL UŁANÓW JAZŁOWIECKICH DO KLASZTORU W JAZŁOWCU”

  1. […] UŁANI JAZŁOWIECCY – DOROCZNY PATROL UŁANÓW JAZŁOWIECKICH DO KLASZTORU W JAZŁOWCU […]

  2. […] kościołem garnizonowym szczególnie ukochanego przez Lwowiaków 14 pułku Ułanów Jazłowieckich. Stojący na wzgórzu pozwalał wychodzącym z kościoła zachwycać się wspaniałą panoramą […]

  3. Leńczuk said

    Witam serdecznie.
    Poszukuję nagrania pieśni, której tekst przytoczono powyżej, zaczynającej się od słów „Do Cię swe modły zanosim ułani”. Baaardzo byłbym wdzięczny o link.
    Józef

  4. […] UŁANI JAZŁOWIECCY – DOROCZNY PATROL UŁANÓW JAZŁOWIECKICH DO KLASZTORU W JAZŁOWCU […]

  5. […] UŁANI JAZŁOWIECCY – DOROCZNY PATROL UŁANÓW JAZŁOWIECKICH DO KLASZTORU W JAZŁOWCU […]

  6. […] UŁANI JAZŁOWIECCY – DOROCZNY PATROL UŁANÓW JAZŁOWIECKICH DO KLASZTORU W JAZŁOWCU […]

Dodaj komentarz